Ocena: 6

Zelienople

The World Is House On Fire

Okładka Zelienople - The World Is House On Fire

[Type; 7 lipca 2012]

Współczesną dynamikę rozwoju muzyki, pomijając niesamowity skok ilościowy, charakteryzuje wykorzystywanie przez główny nurt idei i praktyk niegdyś koncepcyjnie radykalnych. W wypadku chicagowskiego projektu Zelienople nie oskarżałbym muzyków o kapitalistyczny spisek, mający na celu wzmocnienie przemysłu kulturowego. To poszukujące już od ponad dziesięciu lat własnej formy wyrazu, oscylujące raczej na poboczu wpływowej sceny chicagowskiej trio, na tegorocznym albumie wysuwa na pierwszy plan wątek, który język angielski wdzięcznie ujmuje jako low BPM.

Skupienie się na niskich tempach kilkanaście lat po slowcore, do którego to najłatwiej byłoby „The World Is House On Fire” przypisać, czy ekstremach Sunn O))) lub Killimandaro Darkjazz Ensemble, może wydać się banałem. Przypominając jednak rewolucyjną partyturę napisaną przez Le Monte Younga, gdzie jeden dźwięk okraszony był wskazówką „grać najdłużej jak się da”, warto docenić ideę marginalizacji rytmu. Podnosząc ten wątek, Zelienople kieruje się zupełnie innym tropem niż przeżywające swoją drugą młodość, a wręcz starzejące się powoli Earth. Wszystkie siedem utworów to unurzane w miękkich syntezatorach piosenki, zaśpiewane urzekająco anemicznym głosem Matta Christensena. Pamiętający chociażby wydany trzy lata temu album „Hollywood”, wypełniony dark ambientową masą, mogą doznać sporego szoku, słuchając rozkosznie falującego „The Real Devil” czy bliskiego post-rockowi „Colored”. Uwagę zwraca zwłaszcza kluczowa rola basu, który płynnie wciąga słuchaczy wewnątrz, prawdopodobnie mocno neurotycznego, świata Amerykanów. Jednym z niewielu mankamentów tej płyty jest pozostałość po sekcji rytmicznej. Nietrudno odnieść wrażenie, że Mike Wies gra w stylu perkusisty znudzonego wieczną improwizacją, który tylko wypukuje uniwersalny szkielet piosenek. Kolejnym, i prawdopodobnie ostatnim, defektem tej płyty jest jej skrajna nieinwazyjność. Pozytywna ślamazarność przy zachowaniu piosenkowej formuły i wciśnięcie jej w karby ambientu (przedostatnie „Old Dirt” to majstersztyk ambient rocka) pozostawią ten album kolejnym spenetrowanym przez Zelienople obszarem, który spokojnie będzie czekał na odkrycie.

Marcin Zalewski (2 sierpnia 2012)

Oceny

Michał Weicher: 8/10
Sebastian Niemczyk: 7/10
Wojciech Michalski: 7/10
Średnia z 3 ocen: 7,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Em.
[16 sierpnia 2012]
"Killimandaro Darkjazz Ensemble", naprawdę?
Gość: k.
[2 sierpnia 2012]
większość osób w PL odkryła Zelienople chyba przy okazji premiery His/Hers (kontrakt z Type, jeśli dobrze pamiętam), Zelienople zaczęło wtedy funkcjonować jako nadzieja drone rocka, tymczasem najciekawsze rzeczy zespół miał już wtedy za sobą, gdzieś tak od 06/07 do teraz powtarzając ze zmiennym szczęściem patenty zastosowane wcześniej w unikalnym stylu, których już nigdy z taką świeżością nie zdołali rozegrać. zachowując proporcje, trochę casus Merriweather czy Before Today ; )
Gość: kniaź
[2 sierpnia 2012]
najlepsza ich płyta to "Sleeper Coach" i potem długo, długo nic

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także