Ocena: 8

Shackleton

Music For The Quiet Hour / The Drawbar Organ EPs

Okładka Shackleton - Music For The Quiet Hour / The Drawbar Organ EPs

[Woe To The Septic Heart; 30 kwietnia 2012]

Nie uważam swojej muzyki za mroczną. Postrzegam ją jako ciepłą i przytulną. To kultura całego współczesnego świata jest mroczna. No cóż, można i tak. Jak punk, to punk. Niemniej osoby o słabszych nerwach muszę uprzedzić, że trudno jest przyswajać twórczość Sama Shackletona bez uczucia choćby delikatnego niepokoju. Te wszystkie złowieszcze drony, mniej lub bardziej dramatyczne chóry czy potępieńcze zawodzenia, odzywające się często i gęsto, dobrze sprawdziłyby się jako ścieżka dźwiękowa jakiegoś horroru lub post-apokaliptycznej gry komputerowej. Chyba tylko niszowością autora utworu „Death Is Not Final” oraz wspomnianą pogardą dla pop-kultury należy tłumaczyć fakt, że nikt go jeszcze o stworzenie takowej nie poprosił.

Gdy klei na komputerze swoje układanki, Sam lubi wyobrażać sobie siebie tańczącego do nich. Niby nic dziwnego. Związki jego muzyki z tzw. kulturą klubową są oczywiste. W pierwszej połowie ubiegłej dekady szwendał się po undergroundowych londyńskich imprezach, na których 2-step ewoluował w dubstep. Razem z niejakim Appleblimem prowadził przez kilka lat label Skull Disco, uważany za jeden z kluczowych dla rozwoju takiego grania. A jednak, ku swojemu zdumieniu, często słyszy o swoich klubowych występach: you can’t fucking dance to that shit. Zdarzało się, że ta dzisiejsza, rozwydrzona młodzież, trochę inaczej rozumiejąca pojęcie dubstepu, potrafiła wygwizdać zasłużonego bohatera. Ale też trzeba sprawiedliwie przyznać: z dwóch członów tej nazwy, Shackletonowi najbardziej po drodze z tym pierwszym. Facet wydaje się wręcz wpisywać w długą, post-punkową tradycję brytyjskiej fascynacji muzyką z Jamajki. Głuche, głębokie basy i wymyślne manipulacje dźwiękiem dominują.

Sam nie traktuje chyba poważnie koncepcji albumu płytowego. Tytuł dobrze przyjętego długogrającego debiutu z 2009 roku („3 EPs”) mówił wszystko – ot, po prostu, trzy winylowe dwunastki wydane dla świętego spokoju również jako kompilacja CD. A teraz dostaliśmy do strawienia ponaddwugodzinnego potwora, którego połowa jest oczywiście składanką nagrań z trzech wydanych osobno krótkometrażowych dzieł. „The Drawbar Organ EPs” powstały z okazji nabycia przez Anglika tytułowego starego instrumentu klawiszowego i są kontynuacją dotychczasowego brzmienia producenta. Tylko jeszcze lepszą. Długie godziny spędzone na pieczołowitym („How do you program your percussion these days?” – „With bloody care and attention.”) dobieraniu i łączeniu sampli zaowocowały być może najbardziej bogatym rytmicznie materiałem Sama. Tutaj trzeba nadmienić, że ma on jakąś niewyjaśnioną awersję do werbli. Ich brak rekompensuje z nawiązką innymi bębnami, głównie kongami i wszelakimi melodycznymi perkusjonaliami. Przysparza mu to zresztą pytań o inspiracje muzyką afrykańską i wschodnią. Proste motywy ogrywane przez owe bębenki plus arpeggia organów, to chyba najbliższe melodii rzeczy, z jakimi był w stanie wyjść do ludzi. Ba, do niektórych z tych kawałków da się całkiem serio tańczyć („Test Tubes”, „Katyusha”).

Głównym daniem jest tutaj jednak „Music For The Quiet Hour” – 65-minutowy kolaż dźwiękowy, umownie podzielony na pięć części, który ciężko momentami nawet rozpatrywać w tradycyjnych kategoriach muzycznych. Ta nawiedzona audycja radiowa bezwstydnie balansuje na granicy pretensjonalności dzięki udziałowi starego współpracownika producenta, poety o ksywce Vengeance Tenfold, głoszącego swoje proroctwa. Jego głos jest nie tylko nośnikiem przekazu, ale staje się również przedmiotem nieustannej elektronicznej manipulacji. Ta przedziwna mieszanka dubu, egzotycznych sampli, mrocznego ambientu i słowa nieśpiewanego, ciągle męczy i dręczy słuchacza budowaniem i rozładowywaniem napięcia. Jeśli „Drawbar Organ” jest najbardziej przystępną propozycją Shackletona do tej pory, to „Quiet Hour” może stanowić wyzwanie w czasach, gdy znów liczą się przede wszystkim single. Jednych wynudzi, innych wystraszy, jeszcze innych zafascynuje swoją konstrukcją. Do której grupy się zaliczacie?

Paweł Gajda (26 lipca 2012)

Oceny

Jędrzej Szymanowski: 8/10
Paweł Gajda: 8/10
Wojciech Michalski: 8/10
Sebastian Niemczyk: 7/10
Średnia z 4 ocen: 7,75/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: BRTK
[26 lipca 2012]
Music for quiet hour to dla mnie płyta genialna! Najlepsza w tym roku!

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także