Ocena: 6

Très.b

40 Winks Of Courage

Okładka Très.b - 40 Winks Of Courage

[EMI Music Poland; 12 maja 2012]

Pamiętacie polski niezal pięć, sześć lat temu? Poza TCIOF płyty z muzyką alternatywną spod znaku bardziej Pitchforka niż „Teraz Rocka” raczej nie trafiały na półki dużych sklepów muzycznych. Trochę ciągle pokutował wtedy spóźniony wzorzec wyspiarskiego rocka lansowany przez Pawła Kostrzewę (wojskowe koszule z pagonami i kurtki dżinsowe jeszcze przez chwilę próbowały być cool), a tymczasem na Myspace ferment robił się coraz większy i nieśmiało zaczęły się tam pojawiać ciekawsze krajowe projekty. Od tego czasu sytuacja znacząco się pod tym względem poprawiła, o czym świadczy choćby zeszłoroczny bilans wydawniczy. Ale chociaż porządnych, nierobiących wiochy kapel jest u nas teraz całkiem sporo, to i słuchacze (z recenzentami, elo), odkąd naprawdę mają w czym wybierać, zrobili się bardziej wybredni. Nie jestem przekonany, czy ktoś jeszcze dziś podniecałby się takim Hatifnats w stopniu równie dużym, jak w czasach pamiętnego, pierwszego numeru „PULP”.

Zespołowi Très.b udało się wypłynąć na mniej więcej tej samej fali polskiej alternatywy i przy okazji promocji nowej płyty jego międzynarodowy personel wydaje się już bez znaczenia w dzisiejszym świetle ogólnego dostępu do wszelkich inspiracji. To teraz rzetelna grupa: z dwoma chwalonymi przez krytykę i wydanymi w dużej wytwórni albumami na koncie, Fryderykiem sprzed roku oraz niemałym gronem wiernych fanów, których wkład w powstanie „40 Winks Of Courage” był zresztą niebagatelny. Wielu zdecydowało się bowiem kupić płytę akonto jeszcze przed jej nagraniem, co dało zespołowi fundusz na tę rejestrację potrzebny. Czy się opłacało?

Sądzę, że fani nie są zawiedzeni, choć wielu może zaskoczyć odejście w stronę klimatów bardziej melancholijnych niż na debiucie. Jakkolwiek śmieszne wydaje się mówienie w przypadku tak młodego zespołu o „powrocie do korzeni”, tutaj w gruncie rzeczy mamy z nim do czynienia. W miejsce pojawiających się na „The Other Hand” weselszych pierwiastków – by tak rzec – feistopodobnych, przybyło tu jeszcze więcej znamion inspiracji PJ Harvey. A działalność Très.b zaczęła się wszak od coveru „Who The Fuck?”.

W ślad za tym ogólnym zachmurzeniem atmosfery poszło zawężenie instrumentarium, co kompozycjom z albumu wyraźnie sprzyja. Paleta środków wyrazu jest węższa; kawałki są w gruncie rzeczy zaaranżowane na tradycyjny „rockowy skład”, za to całkiem pomysłowo. Dzięki temu te subtelne, zgrabnie napisane piosenki zyskują jeszcze na elegancji. Z pewnością nie jest to też bez znaczenia przy okazji ich koncertowego odtwarzania. Głos Misi Furtak to wciąż wielka cnota Très.b, ale chociaż brzmi jak najbardziej zawodowo, to zbyt często odnoszę wrażenie, że jest to specjalizacja dość wąska. W tym sensie, że aż za bardzo podszyta rzeczoną Polly Jean, zarówno pod względem ekspresji, jak rozwiązań melodycznych o dość jednoznacznej sygnaturze. I tak, mimo często udanych prób urozmaicania swojego poletka smutnego indie o rozmaite pierwiastki z domeny okołogitarowej (shoegaze’owy finał „Head Or Tail”, dream-popowa zagrywka w „Something To Forget”, freak-folkowa aura „Let It Shine” z wokalnym udziałem gitarzysty), „40 Winks…” jako całość okazuje się przemyślanym, acz mało oryginalnym zestawem dobrych piosenek, którym wciąż brakuje pewnej wyrazistości, pozwalającej wynieść zespół ponad szereg podobnie grających kapel. Tak zagranicznych, jak i – coraz częściej – polskich. Mi przynajmniej światowe brzmienie płyty w tych czasach już nie wystarcza.

Jędrzej Szymanowski (27 czerwca 2012)

Oceny

Jędrzej Szymanowski: 6/10
Średnia z 1 oceny: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
jjsz
[27 czerwca 2012]
tak jak pisałem, chodzi o wydawanie pod auspicjami majorsa
Gość: niki
[27 czerwca 2012]
http://wearefrompoland.blogspot.com/2008/08/trsb-scylla-and-charybdis-wyd-wasne.html

zakupione oficjalnie w oficjalnym sklepie
kuba a
[27 czerwca 2012]
Nie jestem ekspertem od dziejów Tres.B, ale część źródeł podaje, że to wydawnictwo nieoficjalne.
Gość: niki
[27 czerwca 2012]
w kolejnej recenzji ten sam błąd: to nie jest druga, a trzecia płyta tres.b! pierwsza, scylla and charybdis, została wydana własnym sumptem.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także