Ocena: 6

kIRk

Pył

Okładka kIRk - Pył

[Memories of a Ghost; 9 kwietnia 2012]

„Pył” nie będzie się podobał tak, jak „Msza Święta w Brąswałdzie” – tak czytelnym i silnie konwencjonalnym albumem kIRk opada na grunt mniejszych „ochów i achów”. Choć ten styl lśnił wyraźniej i oryginalniej na zeszłorocznym długograju, pokazującym, że Polacy nie gęsi i swoją wizję odpowiedzi na wydawnictwa z Modern Love mają, tak „Pył” uwydatnia inne potencjalnie cenione atuty – plastyczność i niehermetyczność składanych słuchaczowi propozycji. Oczywiście zawarte tutaj utwory zostały nagrane jeszcze przez kwintet i jakiś czas przed kompozycjami ze „Mszy...”, ale właśnie sęk w tym, że nie ma wrażenia prostej drogi ewolucji – wydaje się raczej, że w ciągu ponad dziesięciu już lat działalności członkowie kIRk, jakkolwiek swój pierwiastek pielęgnują nabożnie, mierzyli się z różnymi estetykami. I muzyka z „Pyłu” to bardzo fajny objaw tej multitożsamości.

„Into” wkracza jak Amon Tobin circa „Supermodified”, by dalej rozciągać się jak DJ Spooky, robiący coś dla stajni Sonar Kollektiv. Illbientowe i nu-jazzowe wyznaczniki pływają na powierzchni, jakby chciały być właśnie tak banalnie łowione – przestrzennie wybrzmiewający saksofon; staroszkolny, czyli jeszcze nieekstremalnie poszatkowany idm-owy bit, wtręty sampli z hip-hopowymi linijkami, garść glitchowych zarysowań i jeszcze raz ta przestrzenność, w której to wszystko się wymywa, wypycha, wygina. Wyjątkowości tu jak na lekarstwo, skutecznego przytępiania aż nadto, dlatego bilans jest zwycięski dla prostoty. „Pyłem” mogłyby wieńczyć się klubowe imprezy o niepretensjonalnie mrocznych wykończeniach – pył na dogasającym stroboskopie, pył księżycowy, relacja mikro a makro i inne podobne, pyliste konotacje. Co dla mnie ważne - „Pył” cechuje delikatny posmak retro, ale raczej w jakimś organicznym znaczeniu podejścia do struktury dźwięku, a nie wymęczonego filtru. Wokale Eweliny Bartosik hipnotyzują jak stare dobre trip-hopy pierwszych Massive Attack, a tekst ma znaczenie o tyle, że ucho dla atmosfery wyłapuje pojedyncze słowa lub niewielkie ich zbitki. Remiks Sebastiana Ryciaka trochę pierwowzór klaustrofibizuje, z otwartości bitu wrzuca te dźwięki w środowisko duszne i niewyraźne, ale całość jest spójna – transowość nie rezygnuje z siebie od pierwszych do ostatnich dźwięków.

To zawsze dobrze świadczy – mieć trochę starych szkiców i nagrać je ze świetnym efektem, który wciąga może i w przeżycie małe i krótkotrwałe, ale wciąż ze znaczącą i słyszalną ilością cokolwiek ambitnych dążeń tego projektu. Dlatego w oczekiwaniu na bliższą już zapewne kontynuację drogi „Mszy Świętej w Brąswałdzie”, chętnie wypełni się go takim połowami z jakkolwiek określonej przeszłości, i może właśnie ten nowy label (Memories of a Ghost) jeszcze nam coś z takiego kIRk pokaże. I chociaż to bez wątpienia nie są najbardziej pasjonujące formy jakie nam mogą zaeksperymentować, to faktycznie te kirkowskie fascynacje wiele mają twarzy. Na razie zresztą wszystkie o światowej aparycji, choć to uroda wciąż bardzo nasza – słowa Bartosik robią nam swojsko, a dęciak jest strojony na wybitnie słowiańską melancholię.

Karol Paczkowski (21 czerwca 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także