Death Grips
The Money Store
[Epic Records; 24 kwietnia 2012]
Kalifornijska grupa Death Grips połączyła kilka obskurnych i agresywnych gatunków, zaserwowała słuchaczom ekstremalną oraz odrzucającą mieszankę. Pytanie, czy jesteście gotowi wypuścić swój gniew w ferworze dźwiękowego brudu czy wolicie puścić muzyczną agresję mimo uszu. Perkusista Zach Hill, który wespół z klawiszowcem Andy'm Morinem odpowiadają za produkcję w Death Grips, robią co mogą, by wlać w słuchacza tyle brudu, ile to tylko możliwe. Nie bez kozery wykorzystują do tego sztance gatunkowe powszechnie kojarzone z dźwiękową nieczystością – punk rock/hc, dubstep i noise. Powiem szczerze, że taka mieszanka jest ciężka do przełknięcia za pierwszym razem. Sytuację ułatwiają kontrasty, z których duet Hill/Morin chętnie korzysta (czyżby Hillowi zostało cokolwiek z bębnienia u Marnie Stern?) – jak np. wokalny sampel w „Hustle Bones”, przypominające cloud-rap „Bitch Please” czy orientalne fragmenty „Punk Weight”. Szczytem wszystkiego jest kiczowaty do bólu, zamykający album utwór „Hacker”, o proweniencji ze złotych lat electro-punku. O ile bardzo trudno zaakceptować dubstepowe basy przykryte warstwą noise'owego brudu, o tyle crunkowe wzorce perkusyjne i Roland 808 ułatwiają taplanie się w błocie i nadają konsystencji „The Money Store”. Niestety, zdarzają się utwory kompletnie nietrafione – nawet jak na tę stylistykę – „I've Seen Footage” brzmi jak gówniarski indie-rock sprzed kilku lat, „System Blower” swoim industrialnym posmakiem kieruje mnie na najbliższy squot (co, uwierzcie, nie jest żadnym komplementem), a „Blackjack” to utwór bez pomysłu, skupiony na pustej agresji. Trzeba przyznać, że Death Grips robią co mogą, by z naparzanki wyciągnąć kreatywność, ale umówmy się – Lightning Bolt to nie jest. Jest jeszcze MC Ride, czyli Stefan Burnett. Jego zwrotki sprawiają, że ostatnie wyczyny Lil B to kwintesencja dobrego flow i rapowej erudycji. Ride wykrzykuje durnowate frazy, zbliżając się często do punkowej maniery, co w połączeniu z warstwą instrumentalną daje bardzo ciekawy efekt. Ponownie – Death Grips to propozycja dla słuchaczy, którzy akceptują muzykę z przymrużeniem oka, bo jeśli ekipa z Kalifornii robi to na serio, to się poddaję i słucham tylko Berlioza do końca życia.
„The Money Store” jest ciekawostką z kilkoma świetnymi pomysłami, chociaż miks dubstepu, prostackiego punku/hc i noise'u z rapem na wierzchu jest bardzo ciężki do przełknięcia. Jeśli kręci was muzyczne ekstremum – droga wolna, jeśli dbacie o czystość uszu – zdecydowanie odradzam.
Komentarze
[4 sierpnia 2013]
>„I've Seen Footage” brzmi jak gówniarski indie-rock sprzed kilku lat
Paweł mam pytanie, a srasz?
[6 października 2012]
Szanowny pan recenzent nie kuma kompletnie o co w tym numerze chodzi i o co chodzi w całej płycie. Przecież to jest doskonała wycieczka po gatunkach, tyle że zrobiona na hip-hopową, agresywną modłę.
Mieszanie Lightning Bolt do muzyki Death Grips, to prawie jak podpinanie Ministry pod Greymachine. Kompletnie bez sensu. W esensji zrecenzowali to lepiej.
[6 czerwca 2012]
[29 maja 2012]
[24 maja 2012]
twórczość chociażby OFWGKTA i ich gobliny i tandetne \"popierdolenie\", wypada blado przy tym co się dzieje na \"Money Store\"
dla mnie i tak płyta
[21 maja 2012]