Damien Jurado
Maraqopa
[Secretly Canadian; 21 lutego 2012]
Podejrzewam, że nie byłoby „Maraqopa”, gdyby nie zeszłoroczny, drugi longplay Bon Ivera. Podobieństwa pomiędzy Vernonem a Jurado nasuwają się same. Obaj dżentelmeni zafascynowani dotąd ascetycznym folkiem postanowili nieco zmienić obraną taktykę i wzbogacić swoją muzykę, przede wszystkim pod względem instrumentarium. I tak oto jeden z leśnych ludzi, Damien Jurado na tegorocznym dziele ujawnia swoją fascynację Americaną.
Jeśli lubicie Neila Younga, a ja osobiście nie znajduję powodów, żeby go nie lubić, to będziecie z efektów pracy Jurado zadowoleni. Jego najnowszy krążek to miejscami bezczelna, ale naprawdę porządna zrzynka stylu i sposobu frazowania Kanadyjczyka. Nawet timbre singer-songwritera z Seattle w niewiarygodnym wręcz stopniu zbliża się do oryginału - indeks numer dwa na płycie, zatytułowany „Life Away From The Garden” obrazuje to najlepiej. Oczywiście w konsekwencji „Maraqopa” skrytykować jest bardzo łatwo: za brak oryginalności, czy też za niektóre ograne rozwiązania (choćby w openerze to szkolne gitarowe solo grane po pentatonice). Nie sposób zbić tych argumentów, ja jednak będę bronić płyty, gdyż trafionych pomysłów jest tu naprawdę sporo. Na przykład milutkie „Working Titles” utrzymane w trójdzielnych wartościach z ładnie pobrzmiewającym glockenspielem w tle. Albo bardzo interesujące „Reel To Reel” - porozstrajane, świszczące i cholernie dobrze zaaranżowane. Jednak moim ulubionym momentem jest przedostatni track „Museum Of Flight”, podczas słuchania którego wkradło się nawet mikrowzruszenie. Jeżeli tak jak mnie przypadł Wam do gustu tandetny i ograny syntezator w zamykaczu wspomnianego na początku „Bon Iver, Bon Iver”, to pokochacie to plastikowe, słodkie piano na wysokości 1:53.
Nie tylko te pojedyncze momenty, ale i ogólny porządny poziom płyty wpływa pozytywnie na moją końcową ocenę. Przez chwilę przechodziło mi nawet przez myśl specjalne jej zawyżenie, jednak ostatecznie się nie zdecydowałem. Naprawdę mocną szóstkę mogę uznać za sprawiedliwą i przychylną notę i uwierzcie, wpływ na to miała nie tylko moja sympatia do Younga.