Muse
Absolution
[Taste Media; 22 września 2003]
Muse od początku nie mieli łatwo. Niewygodna etytkietka nieudolnych naśladowców Radiohead, przytyki do buckleyowskiej maniery Matta Bellamy, do tego szybko okrzepłe zainteresowane opiniotwórczych tygodników muzycznych, dla których moda na Muse skończyła się wraz z wydaniem debiutanckiego "Showbiz". Tymczasem już od drugiej płyty to brytyjskie trio konsekwentnie i z uporem realizuje bardzo śmiałą drogę artystyczną, najbardziej rockowego z progresywnych i najbardziej progresywnego z rockowych wyspiarskiego bandu dekady 00's. Wydany w 2002 roku "Origin Of Symmetry" dla jednych był przysłowiowym porwaniem się z motyką dla słońce, dla innych zaskakującym wydawnictwem zbudowanym wokół kilku wymiatających singli, próbą stworzenia nowożytnego koncept-albumu. Trudno dziś zdeprecjonować potęgę "Plug In Baby", czy "New Born". Co do reszty utworów, zdania są podzielone.
"Absolution" to wydawnictwo mające szansę pojednać zwolenników rockowego wykopu "Showbiz", z fanami progresywnych potworów drugiej części "Origin of Symmetry". Unikając wpadnięcia w typowy dla współczesnych zespołów syndrom bezbarwnej trzeciej płyty, Muse wzięło szeroki zamach, mierząc tym razem siły na zamiary. Choć pompatyczne inklinacje kapeli w dalszym ciągu są nad wyraz widoczne, i z pewnością nie przysporzą im nowych zwolenników, udało się na "Absolution" stworzyć przekonującą, brzmiącą i grzmiącą całość.
Wybrany na singiel "Time Is Running Out" powinien zachwycić wszystkich fanów Radiohead ery "The Bends", a przynajmniej tą część, dla których muzyka jest ważniejsza niż uprzedzenia. Rasowo podkręcane napięcie, Bellamy intonujący bury it/ won't let you bury it/ won't let you smother it/ won't let you murder it, wszystko utrzymane w melodycznej konwencji przyjaznego radiu hitu, czyni z tej kompozycji muse'owy klasyk. Nie inaczej jest w opartej na szalenie ciężkiej i dekadenckiej sekcji rytmicznej "Hysterii", czy niemal metalowym "Stockholm Syndrome". Na szczęście Bellamy wie jak wystudzić napięcie, jak zbudować dobry utwór przy akompaniamencie fortepianu. Czasem towarzyszącym słuchaniu przewodnikiem jest jedynie głos Bellamy'ego ("Sing For Absolution"), innym razem do gry wchodzi orkiestrowy rozmach ("Falling Away From You"). Co zaś najważniejsze, słuchając kolejnych rozwiązań brzmieniowych i zamierzeń aranżacyjnych ma się wrażenie, że najlepsze jeszcze przed nimi.
"Absolution" wbrew tytułowi nie jest muzycznym absolutem. To po prostu świadoma trzecia płyta formacji, której ambicja i możliwości w dalszym ciągu stawiają ją w szeregu najlepiej rokujących i najbardziej nieobliczalnych brytyjskich zespołów. Kolejny album może być w ich wypadku jeszcze lepszy. Jedno jest pewne. Muse już nie musi się na nikogo oglądać.