Ocena: 7

Saturnday

Fragile Structures

Okładka Saturnday - Fragile Structures

[European Records; 2003]

Europeans Records? 002? Saturnday? Co to może być? Skąd to pochodzi...

Dobra wciskam trójkąta - niech wybrzmi to tajemnicze wydawnictwo.

19:49 No tak - niezależna produkcja. Nie produkował tego Daniel Lanois ani Brian Eno. Garaż po prostu - brzmienie jak z salki prób - ale jednak to nie jakaś irytująca amatorka. Jest to szlachetne i ma swój smak. Prościutki, zapętlony motyw gitarowy. Niecierpliwa perkusja, która nagle dostaje zielone światło i pewnie napędza utwór. No i śpiew. Zajebisty angielski wokalisty, bo oglądam książeczkę i wychodzi na to, że ta płyta jest z Polski. Cieślak, Guziński i Bogusz Złotkowski, i może ktoś jeszcze. Jak będę stary i

będę chciał pojechać do "Wielkiej Gry" to mam nadzieję, że Stanisława Ryster zada mi pytanko o polskich wokalistów między 2001 a 2003, którzy bez cienia żenady mogli śpiewać po angielsku nie raniąc ucha lewego. Prawe już dawno mi wysiadło. I jeszcze fajny refren - pełen kontrastów. Kurcze: World Action vs. World Action to świetna piosenka. Byłby z tego niezły singiel. Krótki, bezkompromisowy i zapadający w pamięć. Dobrze, że 3 dni temu

nie skoczyłem z 10 piętra. Aż strach pomyśleć, do czego mogło mnie

doprowadzić przesłuchanie tej głupiej 2-ki CKOD.

19:51 Disappeared Like A Seafoam? Fajny tytuł. Delikatny gitarowy temat przewodni. Jaki prosty, a jak daje po łbie. Ha - Satrunday lubi kontrasty - ja też. Fajne było to przywalenie w "refrenie". Załóżmy, że to refren - w końcu to kompozycja instrumentalna. No, teraz już nie zapomnę tego tematu przewodniego - naprawdę niezły. I znowuż wzrasta tempo - gitary są agresywne

i kąśliwe. Coś się zaczyna dziać. Kurna - tak! - kulminacja - coś pięknego po prostu. Łoł. Skąd pochodzi ten Saturnday? Okolice Wrocławia? Ale oni grają. Jest napięcie. Są pomysły. Jest inwencja. A po kulminacji jak po orgaźmie musi przyjść odprężenie. I przychodzi. Delikatnymi dźwiękami gitary wiedzie do ciszy poprzedzającej utwór 3-ci. Aha - obie strony są zaspokojone.

19:55 Utwór tytułowy. Z początku wydaje się słabszy niż poprzednie dwa. Trochę leniwy. Ale ponieważ nikt nie powinien być leniwy i goście z Saturnday chyba o tym wiedzą, więc w pewnym momencie znowuż robi się miło. Gitarowo. Melodyjnie i z pomysłem. Wcześniej o tym nie wspominałem - ale Saturnday wiele zawdzięcza amerykańskiej muzyce. Gdyby pochodzili stamtąd, Sub Pop w okresie swojej świetności walczył by o nich jak Jackie Chan z Yakuzą w "Godzinach Szczytu 167".

19:58 Utwór czwarty? Tak szybko? Podczas słuchania 90% polskich płyt po 9 minutach kończyłby się dopiero utwór drugi co najwyżej. A Wy umieralibyście z nudów. Utwór czwarty ma fajne tempo. Takie porywające całkiem. Pokazuje najdobitniej atuty zespołu: sprawne operowanie kontrastem, budowanie napięcia oraz sympatyczną umiejętność konstruowania wciągających i prostych gitarowych tematów. "A View Out Of My Window" miażdży fantastyczną zmianą

klimatu w refrenie, gdzie wokalista pasją głosu zabił pająka na moim

parapecie i zrzucił mrówkę z monitora, a mnie doprowadził do dreszczy. Gdyby okazało się że Bogusz śpiewa: "Marek Sierocki to jedyny znawca muzyki, któremu ufam" to ja bym mu uwierzył po prostu.

20:02 No tak ... Po takim utworze jak "View Out Of My Window" ciężko

zaproponować coś równie przekonującego. I całe szczęście, że Saturnday o tym wie. Słyszymy zatem coś z innej bajki. Delikatną akustyczną miniaturę, w której w tle słychać masę celowo zostawionych studyjnych brudów. Jakiś pojedynczy, przypadkowy elektroniczny beat na tle subtelnej gitarowej melodii. Szumy, trzaski. Fajny koniec. Fajna płyta. Nie żałuję kasy. Dałbym o wiele więcej za następne takie płyty pochodzące z Polski. W końcu ktoś zaczął zauważać ciekawe zespoły na naszej pieprzniętej muzycznej mapie.

Brawo dla wytwórni. Jeszcze większe dla zespołu. Czuję się świetnie. Dzwonię do znajomych - nie chce mi się iść do kina. Zostaję w domu ze słuchawkami na uszach i słucham Saturnday'a. To zaledwie 16 minut muzyki. Ale jakby Mark Linkous ze Sparklehorse zaprosił mnie na piwo to z dumą zaproponowałbym konsumpcję przy muzyce Saturnday'a. A ponieważ jeszcze trzeba ocenić tę płytkę - no to z czystym sumieniem: 7/10 - bez żadnej taryfy ulgowej, no bo

przecież mogłaby by być w kraju, gdzie muzyczne wieśniactwo czai się za każdym zakrętem. Ta płyta została oceniona z taką surowością, jak produkcje zachodnie. A miejsce na półce otrzyma obok Sunny Day Real Estate.

Mixam (11 września 2003)

Oceny

Tomasz Tomporowski: 7/10
Przemysław Nowak: 6/10
Średnia z 3 ocen: 6,66/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także