Iza Lach
Krzyk
[EMI; 18 października 2011]
Sporo nasłuchałem się o „Krzyku” zanim posłuchałem jego samego. Z pewnością nie jest tak, że Iza Lach wykrzyczała mi tę płytę wprost do ucha; wręcz – i tutaj będę złośliwy – jest jakaś przebiegła analogia między tym, jak dokładnie musiałem się „wsłuchiwać”, żeby w końcu „Krzyk” usłyszeć i tym, jak bardzo wyciszone są zalety tego albumu. Owszem, Iza prezentuje pewien potencjał songwriterski, jednak bardziej należy przez to rozumieć zacięcie do wykonywania piosenki autorskiej niż fajerwerki w kompozycjach. Mamy więc do czynienia z konsekwentną i na swój sposób dojrzałą kreacją – o próbach tagowania tego produktu jako „teen-pop” sugerowałbym raczej zapomnieć. „Krzyk” jest albumem romantycznego spleenu, który Iza Lach sprzedaje w sposób przekonujący. Do tego stopnia, że ja wiem co ona mówi, jestem świadom co chce powiedzieć, ale jednocześnie mam spore wątpliwości, czy w ogóle chce mi się jej słuchać. To trochę jak z przysłowiową wrażliwą licealistką, dziewczyną, którą *wszyscy* kiedyś znaliśmy i – inaczej niż szkolne dupki – próbowaliśmy polubić, a może nawet poderwać. Do momentu, w którym zaczynała kiełkować ta nieuchronna wątpliwość: a co, jeśli ona jest po prostu nudna? Na „Krzyku” nuda wyżera nie tyle nawet z anturażu – nikt nie odbiera Izie prawa do bycia melancholijną – co z DNA samych piosenek. Lejące się, oleiste melodie, śpiewane z irytującą manierą przeciągania sylab, obudowane zostały tu dość ubogo. W zasadzie jedynym zapamiętywalnym zabiegiem aranżacyjnym są doskonałe „punchline’y” fortepianu w „Futrze”, bezdyskusyjnie najlepszym utworze w zestawie. „Futrze” też najbliżej do estetyki chwytliwego popu spod znaku „Overpowered” Roisin Murphy (oczywiście z nutą firmowego smutku Izy). Gdyby cały „Krzyk” pociągnąć w tym kierunku, album – choć niespecjalnie odkrywczy – mógłby zagospodarować sporą rzeszę fanów Irlandki, którzy w Polsce nie doczekali się jeszcze jej krajowego odpowiednika. Nie sugeruję przez to, że Lach powinna iść drogą miernej kopistki, ale że zabrakło jej sił, by przebić się z tym autorskim przekazem. Tyleż samo punktów wypada mi przyznać za konsekwencję, ile odjąć za brak zdolności.
Komentarze
[7 listopada 2011]
[7 listopada 2011]
[7 listopada 2011]