Cool Kids Of Death
Plan ewakuacji
[Sony; 10 października 2011]
Nie da rady być obojętnym na tak gigantyczne nagromadzenie brudu, pijaństwa i rzucających się w oczy skrajności. Albo to turpistycznie kochasz, albo racjonalnie nienawidzisz. Tertium non datur. Hejt do tego miasta przychodzi łatwo, powiedziałbym nawet, że naturalnie, bo nie trzeba być znawcą tematu, żeby stwierdzić, że w Łodzi gówno, przepraszam, nic nie wychodzi, a pomimo dobrych chęci afterparty czasem nam nie wypala. Za to sympatia jest wymagająca, czasem aż nazbyt, no bo kurwa ileż można wytrzepywać z włosów kamieniczny tynk, surfując po chodnikowych falach psich ekskrementów. Chwile rezygnacji nas, łodzian, unifikują, a biała flaga mogłaby być naszym symbolem. Przecież ile razy świadomie, lub nie, kreśliłem ewakuacji plan, odgrażając się, że dalej pójdę sam. Ale nigdy nie poszedłem, matka noc w Łodzi ma silniejszą grawitację, niż mogłoby się zdawać. Ręka do góry, kto chce wypić na orlenowskim murku setkę. I znów rośnie w nas ta toksyczna, najebana miłość, taka trochę na kredyt. Ale my wiemy wszystko o tym miejscu, zdajemy sobie sprawę, że od tego miasta nie dostaniemy nic w zamian. I że do ostatniego dnia w tej dziurze będą nas uwierać te złe rzeczy. Jak ta ostatnia ulica Łodzi, włókiennicza, wulgarna i paskudna, na której sam Chrystus bałby się nauczać. Czy stare Polesie, wpierdol gratis. No i znowu mówię „pas, pierdolę wszystko, nie mam nic, co by mnie tu trzymało”. Ale wcale tak nie myślę. Zawsze z lekko przesadzoną sympatią o Łodzi będę pisał. Bo drugiego takiego miejsca w Polsce nie ma.
Komentarze
[6 listopada 2011]