Ocena: 8

Neon Indian

Era Extraña

Okładka Neon Indian - Era Extraña

[Static Tongues; 13 września 2011]

Ten zespół z jednej strony miał spore szczęście wypłynąć na fali popularności modnego nurtu muzycznego, co przysporzyło im sporo szumu, z drugiej – nigdy nie był to projekt tylko i wyłącznie chillwave’owy. Na debiutanckim „Psychic Chasms” nie znajdzie się za wiele tęsknoty za romantycznymi wakacjami nad morzem, chodziło bardziej o letnie tripowanie po LSD. Jednakże Neon Indian, dowodzony przez Alana Palomo, jest do dziś postrzegany jako jeden z filarów tego, co zwykliśmy nazywać chillwavem. Dwa z nich juz zdefiniowały swoją ścieżkę po złotych czasach tego gatunku – Toro Y Moi stał się progresywny, a Washed Out stara się wskrzesić chillout. A co zamierzają członkowie Neon Indian?

Dość zaskakującym leitmotivem, burzącym stereotyp ich muzyki jako przesączonej błogim analogowym ciepłem, jest hałas z generatora przedstawiony w promo-filmie albumu, który spaja dość eklektyczny twór, jakim jest „Era Extraña” w organiczną całość. Dobra informacja dla poptymistów – te piosenki wciąż zadowolą spragnionych indie-popowych hitów (vide: opisywana wcześniej „Polish Girl”, ale też równie kantylenowe „Hex Girlfriend”). Jednak tym razem songwriting nie przysłania gęstego tła, stanowi tylko cienką powłokę, pod którą kryje się masa dźwięków, tak jak w utworze tytułowym. Warto zauważyć, że coraz częściej Palomo jako kompozytor skupia się na chwytliwych, powtarzanych w nieskończoność motywach wokalnych, typu najprostsze na świecie łuhuuuu w orgianistycznej egzotyce z błyskotliwego finału albumu – „Arcade Blues”.

Innym z elementów ostałym się ze zgliszczy chillwave’u jest fakt, że zespołowi nigdy nie przeszła potrzeba reminiscencji lat 80., co wyraża się poprzez obecność kiczowatych syntezatorów i bramkowanych bębnów, ale zgodnie z tytułem krążka mają za zadanie potęgować ekscentryczność pejzażu. Wszakże to bardzo dziwna, psychodeliczna muzyka, co doskonale słychać, gdy odsunie się na bok przebojowość.

Półszepty, kwasowy erotyzm, intensyfikowanie atmosfery shoegazowymi plamami, przestery – każdemu jego porno na „Era Extraña”. Dokładając do tego zestawu retro-futuryzm „Future Sick”, otrzymujemy piosenki napisane niczym na album będący tributem dla „Barbarelli”, oczywiście pod wpływem psychodelików. Trzeba dodać, że Neon Indian nie poddaje się zupełnie retromanii (co bardzo uparci mogli zarzucić pierwszej płytce), która potrafi być oczywiście świetnym źródłem elementów własnego stylu, jeśli tylko podejście do niej jest jak najbardziej erudycyjnie. To, co odróżnia ten album od swojego poprzednika, to odważne sięgniecie po środki z ostatniej dekady, czego świetnym przykładem może być fourtetowy motyw otwierający „Suns Irrupt” – skrzyżowany z sophisti-popowym refrenem wciąż brzmi jak utwór Neon Indian, ale jednocześnie zachwyca świeżym potraktowaniem tematu.

I właśnie ta skłonność do sięgania po nowe elementy sprawiła, że zespół przetrwał metaforyczną śmierć chillwave’u. Ba, on jeszcze na tym wszystkim świetnie wyszedł.

Andżelika Kaczorowska (15 września 2011)

Oceny

Paweł Sajewicz: 4/10
Średnia z 4 ocen: 4/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: etam
[5 października 2011]
e, fajna płyta!
Gość: x666
[19 września 2011]
Płytka płyta.
Gość: kerouack
[17 września 2011]
Nie wiem czym tu się podniecać i dorabiać ideologię nudy i to potworne , słabiutko......
Gość: ja1
[16 września 2011]
słaba ta recenzja ale płyta dobra
Gość: pszemcio
[16 września 2011]
to jest bardzo fajny zespół muzyczny, bardzo.
dziękuję.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także