Ocena: 7

The Field

Looping State Of Mind

Okładka The Field - Looping State Of Mind

[Kompakt; 5 września 2011]

Poprzedni album The Field, choć niezły, sugerował, że Axel Willner nie bardzo wie w jakim kierunku podążyć po świetnie przyjętym „From Here We Go Sublime”. Szarpał się próbując popowej ballady „Everybody’s Got To Learn Sometime”, by potem zaserwować słuchaczom szesnastominutowy, krautrockowy trans „Sequenced”, a wszystko to przeplatał wydłużonymi wariacjami na temat stylu pierwszej płyty. Tytuł nowego dzieła daje do zrozumienia, że facet przemyślał jednak sprawę i wie, co wychodzi mu najlepiej. Co bynajmniej nie musi oznaczać nudnej powtórki z rozrywki.

Rozpoczynające całość „Is This Power” i „It’s Up There” w pierwszej chwili robią wrażenie standardowego fieldowskiego techno, ale bliższa inspekcja ujawnia interesujące urozmaicenia brzmienia i ogromne postępy, jakie Willner poczynił jako producent. Nie jestem fanem emulowania gry żywego perkusisty przy pomocy sampli, ale Axel radzi sobie z tym przyzwoicie, budując funkowy groove numeru drugiego i tworząc nim zaskakujący kontrast dla ambientowych pętli w stylu Wolfganga Voigta. Prawie wszystkie utwory na płycie zyskują dzięki owym bębnom, uzupełniającym tak dobrze już znane monotonne łupanie automatu. Mimo zachowania techniki zapętlania krótkich motywów, im bardziej w las, tym bardziej The Field przestaje brzmieć jak The Field. Do gry wchodzą złowrogie drony, nacisk zostaje położony bardziej na ambientowe budowanie nastroju niż na chwytliwość motywów, a sample nawarstwiają się w sposób u Willnera wcześniej niespotykany. Kulminacją tych wszystkich nowinek są indeksy piąty i szósty. Dziesięciominutowe nagranie tytułowe jest oparte na połamanym rytmie, zagłuszanym przez agresywne, niemal industrialne wycie syntezatora. Natomiast „Then It’s White” to liryczna chwila wyciszenia, w której pomimo repetycji zanika wszelka mechaniczność charakteryzująca dotąd muzykę Szweda.

„Looping State Of Mind” nie jest pozycją, która „wchodzi” od pierwszego słuchania. Ofiarą modyfikacji stylu padła przebojowość debiutu. Jeśli ktoś oczekuje krótkich i celnych piłek w rodzaju „Over The Ice” – srodze się zawiedzie. Gdy już minie pierwszy szok, można jednak zauważyć, że otrzymaliśmy być może najlepiej wyprodukowany, najbardziej dopracowany i dojrzały materiał, jaki kiedykolwiek ukazał się pod szyldem The Field. Niekoniecznie najlepszy, ale na pewno bardziej spójny i ciekawszy niż „Yesterday And Today”.

Paweł Gajda (14 września 2011)

Oceny

Kasia Wolanin: 7/10
Mateusz Błaszczyk: 7/10
Paweł Gajda: 7/10
Średnia z 4 ocen: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: co to
[28 września 2011]
chyba płyta się zatła temu misiu

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także