Ocena: 7

Tin Pan Alley

All Hail The Omnipotent Universe!

Okładka Tin Pan Alley - All Hail The Omnipotent Universe!

[Antena Krzyku; 28 marca 2011]

W naszej recenzji debiutu Tin Pan Alley Bartek Iwański zmierzył się z demonem namecheckingu, który wisi nad tym zespołem. Bo jakby nie patrzeć chłopaki fajne, słychać, że znają masę świetnych płyt, ale brakowało w ich muzyce czegoś świeżego, własnego, co zrobi z nich samodzielną grupę o indywidualnym stylu, a nie tylko przyzwoitych naśladowców zachodnich starszych kolegów.

Jakby to powiedziano w jednym z popularnych talent shows – lekcje po poprzednim odcinku zostały odrobione. Drugi studyjny album TPA to nie księga cytatów niezależnego rocka, a kreatywne podejście do wspólnego grania. Najbardziej zaskakujące wydaje się w przypadku toruńskiego projektu pójście w stronę programowości – co sugeruje zarówno tytuł, jak i cytat z Bahya Ibn Luriego umieszczony we wkładce. Koncept wyjściowy to dość mistyczne podejście do kwestii materii i jej miejsca w kosmosie. Jakkolwiek by się do tego odnieść, jest to ciekawy trop interpretacyjny, zupełnie zmieniający optykę patrzenia na te piosenki. Zresztą to nie jest zbiór utworów – tak jak to się wydawało w przypadku debiutu, a coś bardziej na kształt koncept albumu – nie tylko w warstwie tekstowej, ale też muzycznie. Także dostajemy bardzo spójne wydawnictwo.

I, co jest niezłym wyczynem, różnorodne zarówno na przestrzeni pojedynczych kompozycji, jak i całości. Przyglądając się konkretnym trackom – raz mamy dynamiczny opener, a już pod „trójką” słyszymy bliższe przyjemnej estetyce indie-popowej „Carnival” z gościnnym udziałem Artura Majewskiego na trąbce. Wszystkie utwory charakteryzuje dbałość o melodykę i, mimo wszystko, sentyment do amerykańskiej niezależnej tradycji gitarowej, szczególnie tej z lat 90. i początku dwutysięcznych. Siła „All Hail...” tkwi jednak w pewnej „niewierności” swoim inspiracjom – skoki w bok dzięki wykorzystaniu samplingu, estetyki easy-listening… Nie wierzę, że to piszę, ale czasem… zdrada popłaca.

Tym samym cieszę się, że grupa zdecydowała się pójść bardziej twórczą drogą i zamiast reinterpretować swoich idoli, zastanawiają się nad sensem wszechświata na przestrzeni dziesięciu bardzo przemyślanych i „swoich” utworów. Dzięki temu myśląc o nich nie ma się w głowie mnóstwa nazw świetnych amerykańskich zespołów, a po prostu... grupę Tin Pan Alley.

Andżelika Kaczorowska (20 maja 2011)

Oceny

Bartosz Iwanski: 8/10
Średnia z 1 oceny: 8/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: propozycja
[21 maja 2011]
miesiąc bez siódemki?
Gość: kaczorowska nzlg
[20 maja 2011]
Już dopisałem, nic nie widziałeś ;)
Gość: niego niezalogowany
[20 maja 2011]
Chłopaki pewnie obrażą się za określenie "toruńska":>
A w ogóle to http://youtu.be/dHVBN0g46yw huhuhu

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także