Ocena: 4

Adele

21

Okładka Adele - 21

[XL; 24 stycznia 2011]

W klasycznej włoskiej operze istnieje rodzaj owianych legendą arii, które doprowadzają wykonujące je śpiewaczki do obłędu. W przeciągu kilkunastu minut zabierają siebie i słuchaczy w podróż przez wszystkie możliwe stany emocjonalne: od euforycznego zakochania, radości z narodzin dziecka, poprzez zazdrość o mężczyznę, pragnienie zemsty, aż po morderstwo, poczucie winy i samobójstwo. Legendy głoszą, że śpiewaczki tygodniami nie potrafiły potem wrócić do rzeczywistości, a praktycznie zawsze tuż przed ostatnim taktem efektownie mdlały z wycieńczenia.

Nowa płyta Adele – „21”, to historia o tym, jak flegmatyczna Brytyjka chciała zostać rozchwianą, włoską furiatką. Jak to z dobrymi opowieściami bywa, żeby zrozumieć obecne motywacje bohatera trzeba cofnąć się do jego dzieciństwa. W przypadku Adele do roku 2008, gdzie schowana za bogatymi aranżami i chwytliwymi melodiami, od czasu do czasu tylko wysyłała subtelny sygnał „patrz, co potrafię”. Po 3 latach dorastania wie już, jak chce swój ogromny talent wykorzystać. Daje nam do zrozumienia, że jej głos to nie instrument do odgrywania melodii, ale emocjonalny tranzystor. Barwa i sposób artykulacji niosą ze sobą więcej niż tylko dźwięki. Tworzą konkretne postacie, odpowiadające w odmienny sposób na pytania: jak jest teraz? i jak było wcześniej?

Już w pierwszej piosence uderza mnie słowami: there’s a fire starting in my heart, potem łka („Lovesong”), zawodzi („Don’t You Remember?”), buntuje się („He Won’t Go”) i sprawia, że wszyscy mężczyźni powinni czuć się winni („If It Hadn’t Been For Love”). A jej pełne imię i nazwisko – Adele Laurie Blue Adkins – przypomina mi, że powinna być uosobieniem melancholii i smutku. Wszystko to jednak wykonuje w taki sposób, że nie prowokuje we mnie żadnej reakcji. Nie jest mi jej żal, nie wzruszam się i z pewnością nie budzi we mnie nienawiści do własnej płci. Dlaczego?

Wydaje mi się, że zależało jej na moim wzruszeniu, zbyt szybko chciała się stać mdlejącą divą, którą oklaskują miliony. Przeskakując po kilku nutkach do góry oczekiwała ze łzami w oczach mojej reakcji. Stworzyła doskonale skrojony odcinek tandetnej telenoweli, w której wszyscy się strasznie starają, tak bardzo płaczą i przeżywają, że widz się śmieje.

Najlepszym przykładem tej powierzchownej emocjonalności jest cover „Lovesong”. Oryginalne wykonanie Smitha sprawia, że zastygam w miejscu, absolutnie wstrząśnięty szczerością jego wyznania. Adele udaje się jedynie chwilami otrzeć o ładne brzmienie, a w przypadku takiego utworu to o wiele za mało. Dokłada się do tego jeszcze sposób, w jaki producent myślał o pojedynczych utworach, na siłę starając się uformować każdy na kształt czegoś określonego i znanego: bluesa, soulu, folku.

Niemiecki filozof Theodor Adorno pisał, że współczesna sztuka ma za zadanie objawiać przed słuchaczami prawdę, a nie tylko epatować swoim powierzchownym pięknem. Płyta Adele dostarcza sporo problemów, ponieważ skutecznie chowa prawdę za płytkością tekstów, efekciarstwem i przewidywalnością melodii. Co więcej, nie jest to też specjalnie piękny album, zatrzymany w pół drogi między szczerością a przebojowością. Jest to po prostu kolejna płyta, kolejnej utalentowanej piosenkarki. Ostatni akt to scena klęski Adele, która z ogromnym bagażem doświadczeń i emocji nagrała nudną i bezbarwną płytę.

Michał Koziołek (12 kwietnia 2011)

Oceny

Kasia Wolanin: 5/10
Średnia z 3 ocen: 3,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: florr
[17 lutego 2012]
podnieśmy ocenę o oczko wyżej, śladem Kasi Wolanin i będzie dobrze. bo tak naprawdę wszystko kręci się nie wokół muzyki adele, tylko szopki z jej problemami i życiem osobistym. wolę florence, nie sili się na diwę wszechświata w mediach.
Gość: Miss Photoshopa
[14 lutego 2012]
Jedzmy gówno. Miliony much nie mogą się mylić
Gość: kow
[30 grudnia 2011]
Adele = zajebista osobowość, kilka maksymalnie zaraźliwych fragmentów, głos + bardzo przyjemne brzmienie. czuję dużą sympatię do tej "artystki". wszystko wskazuje na to, że jestem mamą w średnim wieku i w muzykę zaopatruję się w Walmarcie.
Gość: rzeznik
[29 grudnia 2011]
o co się spinacie poniżej, płyta jest mocno średnia a jedyna dyskusja mogła by dotyczyć 4 vs 5. hajp który wdarł się aż w granice takich rozglośni jak 'zetka' cz eremef, nie wspominając o esce i kwejku. dajcie spokój i chodźmy lepiej posłuchać "4" beyonce.
Gość: majkel dżira
[27 grudnia 2011]
ajm soł glad ajm beter tan ju
ajm soł glad ajm beter tan ju ar
<werbel>
Ethan
[26 grudnia 2011]
Widzę na co dzień kto kupuje ten album. Drobnomieszczańscy dorobkiewicze, tipsiary z klasy wyższej i przebojowi przedstawiciele medyczni. Fajnie było podnieść przed świętami cenę tego albumu na 79,99 i obwieścić światu nadejście królowej marży. Sprzedawała się jak ciepłe bułeczki.
Gość: heniek
[25 grudnia 2011]
racja, jeszcze obniżyć dla violens bo ile oni mogli sprzedać płyt
Gość: sakhmet
[24 grudnia 2011]
Jakież to zabawne, napisać tak beznadziejną recenzję i skrytykować doszczętnie płytę, która otrzymała czterokrotny(?):)) tytuł platynowej. Czyżby cały świat się mylił Panie Ekspercie?
Gość: milczenie jest złotem
[19 lipca 2011]
Autorze, jadu i epitetów względem osoby, której pewnie nie miałeś okazji poznać osobiście nie próbuję nawet rozumieć. Nie znam płyty ani artystki ale dziecinada, którą tutaj odczyniłeś jest tak czytelna a jednocześnie tak żałosna, że szkoda to czytać. Pracuj na sobą człowieku. Powodzenia.
Gość: Milczenie jest złotem
[19 lipca 2011]
...
Gość: a
[10 czerwca 2011]
do pchły - niektórzy kościelni organiści uczyli się na akademii muzycznej i grali tam 4 a nawet pięciogłosowe fugi Bacha, wiesz co to takiego, albo 3 głosowe sonaty triowe na trzech róznych manuałach, buraku jeden.
A Adele wyleciała by z takiej akademii w ciągu pierwszego tygodnia.
Gość: Jarosław K.
[24 maja 2011]
Parafrazując słynne powiedzenie Theodora Adorno, można by powiedzieć, że pisanie tak durnych recenzji jest barbarzyństwem.
Gość: pio
[22 kwietnia 2011]
Pan recenzent chyba powinien zająć się inną branżą. Bardzo chce zabłysnąć,i być oryginalnym.No i pisze bzdury...
Gość: pchła
[18 kwietnia 2011]
Zapewne jako Michał a nie Michalina niczego więcej nie dostrzeżesz w tej płycie.
Jakże często wychwalacie totalny łomot albo i totalne beztalencia ( daleko szukać nie trzeba- aktualna wokalistka Pustek- mam wrażenie, że nauki śpiewu pobierała u prowincjonalnego kościelnego organisty), gdy jednak trafia się diamencik wolicie go po prostu zmieszać z błotem. zabrakło chyba czasu i chęci na dokładne przesłuchanie płyty.
Jeszcze jedno- to wasze silenie się na napisanie błyskotliwych recenzji przypomina walkę z obstrukcją ( tak, jelitową).
Gość: manieque
[16 kwietnia 2011]
nie no, bez jaj, świetna płyta.
Gość: dadanius
[12 kwietnia 2011]
zgadzamy sie z notą. czemu tak późno po premierze?
tutaj nasza opinia: http://dadaniuspl.blogspot.com/2011/01/pyta-dnia-adele-21.html

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także