James Blake
James Blake
[R&S; 7 lutego 2011]
James Blake w zeszłym roku po prostu szalał. Praktycznie każde wydawnictwo młodego londyńczyka było świeże, zaskakujące i bardzo kreatywne. Debaty, czy lepszą z EP-ek jest „CMYK”, czy może stonowana „Klavierwerke” nie milkły ani na chwilę, windując oba mini-albumy do czołówki zestawień najlepszych płyt roku 2010. Informacja o nadejściu długogrającego debiutu była kwestią czasu.
Najpierw pojawił się singiel „Limit To Your Love”, który wywołał u mnie – i sporej rzeszy miłośników EP-ek – nielichą konsternację. Z jednej strony to kontynuacja balladowych wątków sygnalizowanych przez „Klavierwerke”, z drugiej – głęboki bas, hołdujący dubstepowym korzeniom Blake’a. Bas, którego wielu odbiorców, przyzwyczajonych do laptopowego odsłuchu, po prostu nie usłyszało. Może dlatego singiel z miejsca stał się hitem, a James Blake zdobył zainteresowanie szerokiej publiki, zahaczając nawet o polskie (sic!) portale dla nastolatek.
Skąd ta konsternacja? W końcu „Limit To Your Love” to ładna piosenka (ale to w sumie zasługa oryginału), z brzmieniem, które na dłuższą metę – i przy odsłuchu na dobrym sprzęcie – powala. Niestety, to również miałkość, w którą zmieniła się kreatywność Blake’a znana z EP-ek. Miałkość, która toczy cały longplay od środka. Człowiek o tak wielkim talencie nie powinien nagrywać tak przeciętnej płyty.
„James Blake” różni się od Jamesa Blake’a bez cudzysłowu absolutnym brakiem niespodzianek. Odhumanizowane wokalizy na „CMYK” (i pozostałych wydawnictwach) towarzyszyły zaskakującym strukturom, w których londyńczyk próbował opowiedzieć dubstep na nowo. Z innej perspektywy, w której newbeatowa wrażliwość (manifestująca się np. w podejściu do sampli) służyła przełamywaniu i rozsadzaniu chwytów znanych z całego spektrum muzyki w tempie 140 BPM (najbliżej było mu chyba do dubstepu spod znaku Hotflush). Na debiucie londyńczyka brakuje z kolei momentów definiujących „blejkizm” i miłość do artysty – choćby wywołujące ciarki na plecach wejście wokali w „I’ll Stay”, do którego utwór szykował nas przez niemal 2 i pół minuty, idealnie dawkując napięcie. „James Blake”, przez ciężar kompozycji spoczywający w większości i od początku na wokalach, jest takich momentów pozbawiony. Co więcej, nawet te wokalizy okazują się czasami zbyt fragmentaryczne, by ów ciężar udźwignąć. Wiele razy to pojedyncza fraza, wyśpiewywana przez cały utwór, czego najlepszym przykładem jest drugi singiel z płyty, „Wilhelms Scream”. Owszem, dochodzi tu do jakiejś kulminacji, ale jest ona dość przewidywalna, a prowadząca do niej droga bardziej usypia, aniżeli trzyma w napięciu. Lepiej sobie z tym radzi „I Never Learnt To Share”, zbudowany w podobny sposób i wyrastający na najlepszy numer na płycie. Niestety. Dominuje bezbarwność, która – jak np. w „Why Don’t You Call Me” i pierwszym „Lindesfarne” – nudzi niemożebnie, wywołując swędzącą chęć przełączania kawałków. Przed tą pokusą nie ratuje warstwa instrumentalna, która niekiedy, a i owszem zachwyca swoją inwencją (jak „zjazd” w „To Care (Like You)”, bas w „Limit To Your Love”, czy syntezatorowa kulminacja w „I Never Learnt To Share”), ale niestety, pełni rolę tła dla głosu Blake’a. Londyńczyk umie śpiewać i ma dość oryginalną barwę głosu, ale przez rozchwianie proporcji i oszczędność kompozycji odnoszę wrażenie, że wokalny potencjał tej płyty nie został wykorzystany. Granie ciszą jest naturalne, kiedy wybiera się balladę jako modus operandi, ale nie można przesadzić, z czym niestety mamy tu do czynienia.
Mainstreamowy potencjał albumu też jest wątpliwy (przeczą mu pierwsze recenzje z wysokonakładowych tygodników – raczej nie będziemy mieli do czynienia z casusem „Cosmogrammy”), właśnie przez brak wyrazistych utworów. Blake znakomicie zagrał z publiką „Limit To Your Love”, ale próżno szukać na albumie duchowych kontynuatorów singla. „Basowa muzyka środka” raczej zostanie – albo już została – zagospodarowana przez Jamie’ego Woona (znacznie słabszego od Blake’a wokalisty) albo Jamie’ego XX, wokół którego rośnie coraz większy hype, a którego artystyczna droga – od piosenkowości The XX do eksperymentalnego charakteru muzyki, jaką robi solo – jest przeciwieństwem tej obranej przez Blake’a. Publika może pokochać tylko jednego z nich – tego, który potrafi idealnie połączyć eksperyment i kompozycję (ba, nawet przebojowość) i nie jest to niestety Blake, który zatracił się w swoich wokalno-klawiszowych miniaturach. Nie znaczy to, że artystyczna wolta tego rodzaju – z okołobasowych eksperymentów w stronę intymnych quasi-piosenek – nie może się udać. Darkstar poradzili sobie całkiem nieźle, a przecież mogłoby się wydawać, że mają mniej talentu niż Blake (również Egyptrixx zdradza ciągoty tego rodzaju i jak na razie wygląda to lepiej, niż u autora „CMYK”).
„James Blake” to srogi zawód, który sprawił człowiek odpowiedzialny za jedne z najbardziej elektryzujących wydawnictw 2010 roku. Blake zamienił przełamywanie dubstepowych schematów na minimalistyczne ballady i jego muzyka niestety bardzo wiele na tym straciła. Zamiast emocjonalnych uniesień mamy nudę, zamiast pomysłowości – grzebanie w ciszy. Są na tej płycie przebłyski „blejkizmu”, ale zdominowane przez miałkość. To wielka szkoda, bo Blake jest cholernie utalentowanym gościem (swoim talentem mógłby spokojnie obdzielić 90% brytyjskiej sceny) i liczę, że długogrający debiut to jedynie wypadek przy pracy. Sytuacja z płytą „James Blake” streszcza się w bucowatym stwierdzeniu: „EP-ki były lepsze”. Ponownie – szkoda, że tylko w tym...
Komentarze
[9 lutego 2011]
[9 lutego 2011]
>Konkretnie gdzie są błędy, co jest niezgodne z prawdą
\"swoim talentem mógłby spokojnie obdzielić 90% brytyjskiej sceny\"
to jest niezgodny z prawdą, konkretny błąd. proszę Cię, przeczytaj to zdanie, przemyśl, czy ma jakikolwiek sens, i zrozum, że mimo syndromu oblężonej twierdzy nie zawsze krytyka rzucana jest na oślep i \"z osobistej goryczy\" (!) (piona dla PS). reckę Destroyera propsowałem, bo bardzo dobra, reckę Blake\'a dissuję, bo zwyczajnie słaba. to tak trochę jakby po to właśnie macie możliwość dodawania komentarzy pod tekstem, am i wrong?
[9 lutego 2011]
[9 lutego 2011]
kotek>screenagers>porcys juz od dobrych kilku miesiecy, niestety.
[9 lutego 2011]
Na trzech stronach komentarzy wyrażono 10 opinii o samej recenzji Pawła, z czego 5 było pozytywnych i 5 negatywnych (policzyłem). Nawet stosując \"optykę wyciągania wniosków\" (;p) trudno żebyśmy w kontekście powyższego się jakos szczególnie przejęli. Natomiast pragnę zauważyć, że zarzuty, które skierowano pod adresem Pawła (poza jednym, który wymieniam niżej na początku) są, bądź co bądź, NIECO niekonkretne:
- \"recenzja nie uwzględnia faktu, że utwory zostały napisane przed wydaniem epek\" (ok, merytorycznie odniosła się do tego dwójka redaktorów, w tym autor tekstu)
a poza tym:
- \"tekst jest zbyt analityczny\" (sądzę, że jednak lokuje się całkiem nieźle gdzieś pomiędzy przysłowiowymi septymolkami, a emocjami równie PRZYSŁOWIOWEGO kotka.pl)
- \"tekst jest zbyt banalny\" (proszę zweryfikować ewentualne poglądy o rzekomo jednolitej krytyce naszych tekstów. Trudno byłoby nam zadośćuczynić jednocześnie temu i powyższemu postulatowi)
- \"writer patrzy na czytelnika z góry\" (jak w ogóle się do tego odnieść? co to znaczy?)
- \"tekst jest zbyt długi\" (j/w)
Trudno z naszej perspektywy nie odnieść wrażenia, że przez niektórych komentujących przemawia jakaś niewytłumaczalna, osobista gorycz. I mówię to bez polisz-internetowego, ironicznego humorku na poziomie średnio błyskotliwego nastolatka.
[9 lutego 2011]
2. Umożliwiliśmy komentowanie recenzji i zapewniam, że zdajemy sobie sprawę z konsekwencji oraz wyciągamy wnioski.
3. Radziłbym przeczytać raz jeszcze tę dyskusję i sprawdzić, kto bardziej się spina - redakcja, czy jednak niektórzy czytelnicy :)
[9 lutego 2011]
[9 lutego 2011]
W 1919 r został wydany Polski Kodeks Honorowy (znany też jako Kodeks Boziewicza), i tu przytoczę historie pewnego "dżentelmena”, który w momencie zaręczyn puścił "bąka". Wrażliwy młodzieniec nie mógł znieść wstydu i hańby, jaka się okrył i popełnił samobójstwo..
Myślicie ze dużo się zmieniło?
[9 lutego 2011]
[9 lutego 2011]
[9 lutego 2011]
Jestem pełen podziwu dla środowiska hejterów , że nie brakuje im czasu , chęci i przede wszystkim "cynizmu" rodem z portali plotkarskich do wyszukiwania w pracach autorów "mielizn" oraz "kasztanów" a następnie interpretacji ich wedle narzuconego światopoglądu , z całą pewnością jest to brak kreatywności , a często obnażanie własnej głupoty . Pozostaje mi zgodzić się z Kubą , który doskonale ujął problem nazywając go "polisz-internetowym , ironicznym humorkiem na poziomie średnio błyskotliwego nastolatka" .
Swoją drogą mało jest takich redaktorów jak Kuba , w sensie tak aktywnych podczas debaty i zawsze stojących po stronie piszącego , propsy !
[9 lutego 2011]
[8 lutego 2011]
Póki w końcu nie zrozumiecie, że negatywne opinie na temat recenzji nie biorą się znikąd i nie są też owocem płodności hejterów, dopóty będą się one pewnie pojawiać i dopóty bez większych wątpliwości będzie można im przyklaskiwać.
[8 lutego 2011]
no to dodaję 2, bo to mocna siódemka jest
[8 lutego 2011]
obawiam się, że już na to za późno.
ja natomiast, żeby dopasować oceny tutaj dawane do swoich gustów stosuję następujący trik:
oceny 1-3 - nie ruszam, nawet idiota potrafi ocenić takiego gniota;
oceny 4 - 6 - spokojnie można dołożyć jedno, dwa oczka;
ocena 7 - tutaj bywa różnie, parę razy zdarzyło się, że to rzeczywiście była siódemka - tak w okolicy podsumowań z lat 90;
oceny 8 - 9 - trzymaj się chłopie z daleka, oszczędź czas, pieniądze, cenny zmysł słuchu;
teraz widzicie? to naprawdę dobry portal :D
w tym wypadku dodaję Blake'owi oczko, ale pewnie z czasem, wraz z dalszym odsłuchem ocena urośnie o jeszcze jedno;
[8 lutego 2011]
[8 lutego 2011]
[8 lutego 2011]
[8 lutego 2011]
Co w tym zabawnego? Otóż opór, z jakim screenagers trwa w tych samych mieliznach dziennikarstwa. Nie jestem hejterem, czytuję ten portal, ale naprawdę- nie zależy Wam na rozwoju, dopracowywaniu portalu, pilnowaniu takich wpadek? Ta recenzja, to przykład jednego z wielu, takich Waszych "Jamesów Blake'ów"- gdzie po paru świetnych tekstach pojawiają się takie nastoletnie bzdury.
Ale nic personalnego w stronę redaktora- wszak i Dejnarowicz się na mydle przy Blake'u poślizgnął (przy okazji wytykając ślizganie innym)- jakby nie można tej płyty osadzić we właściwym kontekście, skoro już ją sadzamy w jakimkolwiek. Peace.
[8 lutego 2011]
[8 lutego 2011]
liczyłam na faceta, a dostałam DZIADA"
[8 lutego 2011]
[8 lutego 2011]
[8 lutego 2011]
[8 lutego 2011]