Tennis
Cape Dory
[Fat Possum; 18 stycznia 2011]
Krótkie wydawnictwa Tennis z zeszłego roku kazały w ciemno zakładać, że ten sympatyczny duet uraczy nas kolejnym lekkim, letnim albumikiem, który będzie rozgrzewał nas niczym farelka w mroźne, zimowe wieczory. Nic z tych rzeczy. Bo choć na „Cape Dory” znalazły się i wakacyjne, cudowne „Marathon”, i zaczepne lo-fi „Baltimore” z początków działalności Tennis, to wybrane na singla zapowiadającego długogrający krążek „Pigeon” jest dla tego materiału dużo bardziej reprezentatywne. Alaina i Pat odwrócili się od swoich wyczilowanych korzeni, zwracając swoją i tym samym naszą uwagę na rozkoszny pop z lat 60., w którym specjalizował się Phil Spector i kreowane przez niego dziewczęce zespoły. Duet całkiem zgrabnie porusza się w takich melodiach, czuje klimat i nieźle potrafi go oddać. Ale, po pierwsze, to już wszystko było, a po drugie – „Cape Dory” nie porywa tym, czym powinno: to za mało przebojowa płyta, pozbawiona momentów do zapamiętania i kawałków do wielokrotnego odtwarzania. Zamiast debiutu Tennis, lepiej przypomnieć sobie o wiele fajniejszą Camerę Obscurę lub flirciarskie dziewczyny z The Pipettes z czasów ich pierwszej płyty. Bo „Cape Dory” to zaledwie poprawna, dość przeciętna odbitka stylistyki, która całej masie innych projektów wychodziła dużo ciekawiej.
Komentarze
[28 stycznia 2011]
[26 stycznia 2011]