Ocena: 7

El Guincho

Pop Negro

Okładka El Guincho - Pop Negro

[Young Turks; 14 września 2010]

Na trzecim albumie El Guincho, stojącym nieco w cieniu głośnej „Alegranzy”, jeszcze wyraźniej słychać efekt zwrotnej kolonizacji. Najpierw mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego skolonizowali pół świata, potem hiszpańskie i portugalskie kolonie przymusowo „skolonizowali” Afrykanie, a 500 lat później ten afrykański element tak ciąży (a może raczej uskrzydla) „Pop Negro”, że trudno tu mówić o białej, europejskiej muzyce. Choć w tytule mamy pop i El Guincho, w porównaniu do poprzedniego albumu, faktycznie przesuwa akcenty, to wciąż nie są to „piosenki”, tak jak rozumie je Zachód. Gros materiału na „Pop Negro” jest bowiem zbudowane w oparciu o obsesyjnie powtarzane, proste motywy melodyczne, które wraz z quasi-antyfonalnym wokalem, rozbijają w pył tradycyjną strukturę zwrotka-refren. Kompozycje El Guincho są proste w tym sensie, że poszczególne wątki w zasadzie nie ulegają modyfikacjom na przestrzeni utworu; zamiast tego są do nich dodawane (lub odejmowane od nich) kolejne warstwy aranżacji. Tak jakby do powtarzającej temat grupy muzyków dołączali spontanicznie kolejni grający – rozbudowując tym samym brzmienie i dynamikę utworu bez zmiany jego narracji.

Wokale, choć wyegzekwowane przez jedną i tę samą osobę, często brzmią jak dialog między śpiewającymi – co znowu przywodzi na myśl transowy, plemienny afro pop, w którym improwizacja, zabawa melodią i konkurencja poszczególnych solistów stanowiły o niepowtarzalnym klimacie spontanicznej muzyki „ulicznej”. To ciekawy kontekst dla „Pop Negro”, którego uliczny rys tak bardzo różni się od tego, co dzisiaj zwykliśmy postrzegać przez ten termin; to fajna alternatywa dla muzyki miejskiej z jej technologicznym brutalizmem. El Guincho jest równie pierwotny i żywiołowy, ale jednocześnie jest wiele bliższy korzeniom; żart w tym, że jako artysta, Díaz-Reixa wyrósł z tradycji sampledelii, a „Alegranzę” stworzył przy użyciu wyłącznie domowego komputera – co dodatkowo wzmaga efekt przeszczepiania muzycznych kultur z miejsca na miejsce.

Przez 33 minuty „Pop Negro” ani na chwilę nie zwalnia. Tak jak w obrębie każdego z utworów tradycyjny dramatyzm został wyparty przez zabawowy amok, tak album w całości pozbawiony jest punktów organizujących narrację. Przypomina to trochę spacer gwarnymi ulicami nadmorskiego kurortu, kiedy wchodząc za najbliższy róg wpadamy w zupełnie nową przestrzeń dźwiękową, by chwilę później pozostawić ją za kolejnym zakrętem. Otwierający „Bombay” wrzuca zdezorientowanego słuchacza w środek taneczno-muzycznego performance’u, który równie niespodziewanie urywa się wraz z ostatnim na płycie „Danza Invinto”.

A jednak szkoda, że Díaz-Reixa nieco wyraźniej nie zarysował swojej fascynacji popem. Nie zaskakuje, że najlepsza w zestawie jest najbardziej strukturalna z kompozycji, „Lycra Mistral”, której przejmujący refren (tak!) może śmiało stawać do zawodów o najlepszą linię mijającego roku („przeciągane” nuty kojarzą się z doskonałym „Corrente De Agua Doce” Lurdez Da Luz). Gdyby El Guincho odważnie poszedł w tym kierunku, moglibyśmy mówić o nieoczekiwanym zerwaniu z marką „twórcy Alegranzy”. Mamy jednak próbę pogodzenia obu światów, i pod tym względem jest to jednocześnie album doskonały i nieco rozczarowujący.

Paweł Sajewicz (3 grudnia 2010)

Oceny

Kasia Wolanin: 7/10
Paweł Gajda: 7/10
Paweł Sajewicz: 7/10
Mateusz Krawczyk: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 6 ocen: 6,16/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
mattk
[3 grudnia 2010]
"A jednak szkoda, że Díaz-Reixa nieco wyraźniej nie zarysował swojej fascynacji popem."

chyba raczej: Na szczęście Díaz-Reixa nie zarysował nieco wyraźniej swojej fascynacji popem.

;)

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także