Natu
Gram duszy
[Mystic Production; 20 września 2010]
Nu-soul’owe produkcje zazwyczaj robią na mnie jeszcze mniejsze wrażenie niż wielkość długu publicznego na obecnym ministrze finansów. Po części z racji wtórności stylistyk adaptowanych do formuły (hip-hopowe bity, koktajlowy jazz, lounge’owa elektronika, reggae, afrobeat), po części ze względu na obleśne wygładzanie tej mieszanki pod odbiorców reklam w popularnych radiostacjach. „Gram duszy” nie jest wolna od wymienionych przywar, ale posiada to COŚ pozwalające świadomości ignorować lukrowanie rzeczywistości i niedostatki treści. To COŚ, czyniące różnicę, to w przypadku drugiego solowego albumu Natalii przede wszystkim kojące ciepło i perfekcyjnie dawkowane pozytywne wibracje. To COŚ, to wyczuwalnie szczery przekaz, chęć dzielenia się emocjami i promieniująca z nich kobiecość. To COŚ można metaforycznie nazwać pozostawieniem w nagraniach kilku gram duszy, dających odczucie pozazmysłowej komunikacji. Można by dzięki temu zanegować potrzebę istnienia tekstów, przyznajmy, miejscami nieco infantylnych, gdyby nie wiodąca rola wokalu starszej z sióstr Przybysz. Nieznośna lekkość bitów produkcji Envee równoważona przeszkadzajkami i abstrakcyjnymi liniami melodii plus to COŚ pozwalają płycie wylądować w punkcie równowagi doskonałej pomiędzy banałem a właściwościami terapeutycznymi. Warzywa, owoce, joga, Natu.
Komentarze
[21 listopada 2010]