Ocena: 7

Newest Zealand

Newest Zealand

Okładka Newest Zealand - Newest Zealand

[Ampersand; 18 października 2010]

Nie do końca podzielam zachwyt nad uwypuklonymi tu i ówdzie highlightami „Grandy”. Swoją znajomość z trzecim studyjnym albumem Brodki zakończyłem bez większego żalu po drugim odsłuchu. Choćbym jednak starał się ze wszystkich sił zapomnieć o reformowanym popie najlepiej ubranej kobiety w polskim showbiznesie, umiejętność ta długo jeszcze pozostanie dla mnie w sferze pobożnych życzeń. Wszystko ze względu na singlowe „W pięciu smakach”. Jak widać, wciąż niezupełnie ogarniam swoje upodobania, skoro utwór ten w ciągu kilku tygodni przebył dłuuugą drogę od alergicznych reakcji i statusu wielkiego nieporozumienia do bezwarunkowej miłości i namiętnej repetycji. Nawet całkiem przaśna zwrotka przestała wadzić i przejęła jakże odpowiedzialną funkcję nieinwazyjnego wprowadzenia do najlepszego polskiego refrenu roku, w którym zresztą polszczyzny nijak uświadczyć niepodobna.

Dlaczego wspominam o tym wszystkim w recenzji płyty, która z brodkową estetyką wspólnego ma mniej niż zdrowy rozsądek i przyzwoitość z poziomem debaty publicznej w Polsce? Odpowiedź jest prozaiczna: bardzo podobne jak w wypadku „orientalnego” hitu Brodki perypetie towarzyszyły mi w odbiorze najnowszego projektu Borysa Dejnarowicza. Odsłanianym stopniowo niczym litery przez Magdę Masny zwiastunom self-titled Newest Zealand – poza chlubnym wyjątkiem w postaci „Yours Sincerely” – wypadało jedynie ze średnim zainteresowaniem (kto miałby do tego głowę w kontekście koncertów Pavement i zajeżdżania na amen „Seamonsters”) przypiąć karteczki z napisem „acceptable” i dalej robić swoje. Na offowym koncercie wynudziłem się jak mops i naprawdę nic, może poza wstydliwą słabością do „Divertimento”, nie zwiastowało, że obcowanie z nieprzyzwoicie rozreklamowanym przedsięwzięciem wielkiej rodziny polskiej alternatywy pod batutą Dejnarowicza przyniesie mi autentyczną radość. You better watch your step, gamoniu.

Ileż jeszcze niewnoszących do sprawy zupełnie niczego tyrad koncentrujących się na osobie, a nie twórczości Dejnarowicza pojawi się w polskim internecie przy okazji każdego z jego scenicznych występków? Były lider ulubionego zespołu postępowego kleru stanowczo powinien przy najbliższej okazji zabawić się w polskiego Buriala, sprytnie zakamuflować swoją tożsamość i zaserwować scenie anonimowy album kompletnie nieobarczony tym, co na potrzeby chwili nazwijmy wzniośle „bagażem kulturowym”. W związku z powyższym, Dejnarowicz popełnił zasadniczy błąd już na starcie. „Newest Zealand” powinno być albo kolejnym albumem instrumentalnym, albo też – podążając szlakami Kanyego i Sufjana – ubogaconym wokalizami zdeformowanymi vocoderowymi ustrojstwami. O to zresztą niemal błagać zdają się pierwsze – jakże mylące wobec kolejnych kilku tysięcy – sekundy płyty. Prawie-g-funkowy, bliźniaczo podobny do intra „Sensual Seduction”, połyskliwy syntezatorowy pasażyk sarnim wzrokiem wypatrujący swojego Snoopa, szybko ustępuje jednak miejsca pasującej teoretycznie jak pięść do nosa akustycznej przygrywce i apatycznemu wokalowi Dejnarowicza.

Właśnie takim, dość specyficznym zlepkiem fury motywików, często dość odległych od siebie stylistycznie, jest cały album. Każda z tuzina piosenek stanowi osobny rozdział egzotycznej sagi, której zwornikiem i rudymentami jest pieczołowita dbałość o harmoniczne bogactwo, iście barokowa bujność instrumentarium i galopująca progresywność kompozycji. Formułowanie zarzutów wobec Newest Zealand przychodzi w obliczu wysublimowanej, dopracowanej w najmniejszych szczegółach zawartości płyty z niemałym wysiłkiem. Kawał dobrej roboty – abstrahując już od treści czysto songwriterskiej – wykonali zarówno zaproszeni przez Dejnarowicza do współpracy muzycy, z Krzesimirem Dębskim na czele, jak i tajemniczy skandynawski producent współodpowiedzialny za miks. Ambitny cel maksymalnej różnorodności produkcyjnej został udanie zrealizowany: od strony stricte technicznej próżno szukać punktów wspólnych mekintajerowskiego „Two Ways”, sterylnego steelydanizmu „Yours Sincerely” czy dusznawego lo-fi sznytu á la Graham Coxon w wieńczącej całość miniaturce „Elimination & Lemon”.

Dość przyzwoicie osłuchany Dejnarowicz opanował niełatwą sztukę kompozytorskiego savoir-faire w stopniu co najmniej bakalarskim. Spory zawód może w związku z tym spotkać wszystkich, którzy sięgną po „Newest Zealand” zachęceni uprzednio chwytliwością sążnego, powerpopowego riffu „He Said He’s Sad”. O tym, że ex-frontman The Car Is On Fire nie słucha już gitar, wie chyba każdy, kto w ciągu ostatnich kilku miesięcy sięgnął po choć jeden z tekstów. Zdecydowanie więcej tu posunięć, które co bardziej złośliwi odbiorcy ochoczo skwitują epitetem wedlowski. Kwestią indywidualnych upodobań pozostaje reakcja na dystyngowany stereolabowski lounge „Nuke Nuke” czy zwiewną bossa novę „Dreamt Of You” z uroczą wokalną przybudówką Magdy Kowalskiej. Z pewnością nie każdemu w smak będzie po raz setny obcować z beatlesowskimi inklinacjami Dejnarowicza w „As Sure As Sunrise”; sam zresztą od początku niezbyt przychylnym okiem spoglądam na ten fragment „Newest Zealand”. Jednocześnie trudno jednak, wobec dość powszechnych highfive’ów dla CNC, nie zaintrygować się wiodącym w zestawie „Splash Boom Crash” z jego reckonerowską gitarową przygrywką i nieśmiałymi ukłonami w stronę prog-rocka. Trudno automatycznie spisać na straty kunsztowny, pnący się ku górze refren „Two Ways”. Trudno wreszcie nie zwrócić uwagi na basowy marsz w „Yours Sincerely”.

Chętnie eksponowaną przez Dejnarowicza bezpretensjonalność jego twórczości, którą na wysokości osławionego „Divertimento” część gorącogłowych gotowa była redefiniować jako wielkie łgarstwo i słowo-wytrych dla wielkomiejskich pasibrzuchów, czuć na eskapistycznym, szalenie osobistym (teksty!) „Newest Zealand” nader wyraźnie. Dejnarowiczowi zręcznie udało się na nowo poskładać w spójną całość skrawki zdewastowanego świata. Osobliwy mikrokosmos tej płyty przy pierwszym kontakcie może odrzucać. Nie ma tu motywów, które są w stanie zachwycić i oszołomić nawet przez ścianę, jak przysłowiowy „Beach Comber” Real Estate. Doświadczenie uczy też, że zmywanie dużo skuteczniej umilić jest w stanie „You Can’t Hide Your Love Forever”. Tak jak nie każdemu w smak dalekomorskie wyprawy i wyprane z codziennej rutyny eksploracje, tak nie każdy z dobrodziejstwem inwentarza przyjmie dejnarowiczowską narrację o antypodach polskiej muzyki popularnej. Nie mogę jednak odpędzić się od wrażenia, że gdyby Marek Niedźwiedzki zawsze wracał ze swoich okołoaustralijskich wojaży z tak dobrą muzyką, z dużo większą ochotą włączalibyśmy radio.

Bartosz Iwański (22 października 2010)

Oceny

Bartosz Iwanski: 7/10
Maciej Lisiecki: 7/10
Średnia z 3 ocen: 5,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Wybierz stronę: 1 2 3 4
Gość: Marcin Nowicki
[27 października 2010]
ach już widzę! twój osobisty twitterek.

"Nowicki trollował, to mu Michalak nos utemperował about 9 hours ago via Echofon"

to mi utemperował. wziął jedną recenzję ze stu, znalazł słowo 'ciepły', słowo 'pomost' i dotarł do nieistniejących danych o wyższych nakładach dwójek od nakładów jedynek.

normalnie jesteście jak brian jones do sześcianu.
Gość: marcin Nowicki
[27 października 2010]
k. michalak - no mam wrażenie, że jednak czepiasz się. owszem, 'ciepły temat' - można nie być fanem 'ciepłego tematu' spoko, choć doszukiwanie się w tym konotacji gejowskich to zaczepka trochę nędznawa. pomost między jedną płytą a drugą w postaci płyty trzeciej - nie podoba się określenie? cóż, biję się więc w klatkę. natomiast ani negatyw, ani ckod nie sprzedali nigdy więcej płyt niż przy okazji swoich debiutów. radzę odrobić tę lekcję. czyli nie ma żadnej neosemantyzacji.

maciek> drogi maćku, no otóż to, o jakim twitterze mówisz przepraszam? to jest właśnie symboliczne zagranie. "pyszałek nowicki zrobił dyskusję o warsztatach dziennikarskich i na TWITTERZE (heh, którym??) zawrzało."

kiedy rozpoczynałem dyskusję dałem do przeczytania recenzję znajomemu - osłuchanemu, oczytanemu - z którym znajomość cenię o tyle, że kiedy mamy odmienne zdanie, absolutnie następuje oficjalna polaryzacja, mówimy to. zaczął studiować i pisze 'nie no, nie do przebrnięcia - toporna nowomowa'.

nie mam nic do ukrycia - sam zrobiłem kilka błędów w recenzjach, które do tej pory napisałem, wręcz kilka rzeczowych. i mam je w pamięci, wiszą nade mną.

nie stoi za mną żadne towarzystwo twitterowe, ani tym bardziej 'branża'. do zbierania cięgów za zabieranie głosu przywykłem już w rejonach przedszkola. choć chciałoby się jednak żeby nie trzeba było podstawowych spraw ciągle ściągać na ziemię. z kosmosu. pozdrowienia. i czekam na link do twitterka.
kuba a
[27 października 2010]
Nawet jeśli Diablo to nie RPG, Diablo to wciąż RPG.
Gość: gawroński
[27 października 2010]
Diablo to nie RPG!
kuba a
[27 października 2010]
Podobno "nie ma co kupować przed pierwszym patchem" to właściwa odpowiedź.
Gość: kkkk
[27 października 2010]
jak się zapatrujecie na nowego FMa?
Gość: warna
[27 października 2010]
Diablo to nie RPG (ale by się teraz działo jakby to był serwis o grach, hehehe).
iammacio
[27 października 2010]
suchy ale dobry;] choć z RPG zaliczyłem tylko 'Magie i Miecz' (plansza) i 'Diablo' (PC). teraz rozbijam się na ps3. i wracamy do muzyki.
Gość: Anonimowy, bo z recenzją i rec
[27 października 2010]
Maćku- trolling wędkarze wymyślili dawno przed tym nim zacząłeś grać w durne RPG, w Polsce jest zakazany (suchy joke)

Płyta bardzo dobra, acz jeśli gdzieś się ją rozdmuchuje (jeśli się rozdmuchuje, mignęło mi, zda się) to jednak trochę nad wyraz.
Gość: kidej
[27 października 2010]
W temacie plyty - po trzech przesluchaniach daje jej mocna szostke. Bardzo mi sie podobaja zwlaszcza Splash Boom Crash (wiadomo - prog), Two ways (bardzo ladnie wspolgrajace wokale Borysa i Ali Boratyn), As sure as sunrise (melodia wygrywana przez trabke super) no i Yours sincerely. Songwriting niczym nie zaskakuje, to sa w wiekszosci akordy ktore juz dobrze znamy z TCIOF, natomiast duza roznice robi produkcja i wiele smaczkow brzmieniowych (wibrafon w Nuke nuke!). Kasku nie zrywa, ale to wciaz ladna, smutna, jesienna plyta i z mojej strony wspomniane 6 spokojnie dostanie.
kuba a
[27 października 2010]
Kurczę, dajcie sobie na wstrzymanie, co? Bo trochę nie da się czytać tego co się dzieje pod tą recenzją od paru dni, a dziś to już w ogóle nie mam pojęcia o co chodzi.
Gość: pan alog
[27 października 2010]
widzę,że nie ma sensu wdawać się w jakąkolwiek szarpaninę z wami.próbuję zacząć od zera,ale z miejsca odmawia mi się udziału w dyskusji,bo zacząłem pisać tutaj właśnie dziś.

wasze forum?nie rozśmieszaj mnie!chyba sam doskonale zdajesz sobie sprawę,co się tam teraz aktualnie dzieje - dzieje się nic (i nie zmienia się nic!)

pokaż mi też miejsce gdzie kogoś nie szanuję
iammacio
[27 października 2010]
jou, o muzyce było w recenzji - w komentarzach mamy przegląd gustów czytelniczych i próby zdefiniowania na nowo 'powinności' fana muzyki.

między opinią "nie podoba mi się", a odmawianiem autorom serwisu "sprawności w posługiwaniu się piórem" (choć wiadomo że zazwyczaj potrzeba czegoś jeszcze) jest wyraźna granica, którą wielkokrotnie w tym wątku zgwałcono.

jeżeli mamy zachować jakikolwiek poziom dyskusji to warto rozmawiać na temat a tym był album Newest Zealnd - ilu userów wypowiedziało się na w temacie? ledwie kilku, z czego większość to redakcja (tak pi razy drzwi). pisanie nie na temat można więc śmiało uznać za trolling co też uczyniłem.

ja nie odmawiam nikomu prawa do krytyki, ale są ku temu odpowiednie kanały - ogólne zastrzeżenie można wyłożyć na forum lub na maila, ale zaśmiecanie wątku pod recenzjami jest zwyczajnym wylewaniem żali i pretensji.

co do anonimowości - jeżeli sieć ma być lepszym miejscem dla nas wszystkich to musimy się szanować. wystepowanie pod namierzalnym nickiem imho jest tego przejawem. jeżeli korzystasz z zasłony to ja mam prawo przymknąć oko na twoje zachowanie, lekko sobie ironizując. jeżeli poczułeś się urażony to warto skonsultować się z prawnikiem.

pozdrawiam
Gość: pan alog
[27 października 2010]
taka uwaga ogólna na koniec,nie uważam abym trollował.nigdy tu wcześniej niczego nie napisałem,stwierdziłem,że tu jednak poziom dyskusji jest wyższy niż na Porcys i warto się do dyskusji włączyć.ale kurwa nie,muszę się podpisać własnym nazwiskiem,bo dopiero wtedy ktoś mnie zacznie brać na poważnie.może chcecie jeszcze mój numer telefonu,adres i wyciąg z konta?żeby mieć dostęp do tej piaskownicy trzeba mieć nie wiadomo jakie pozwolenie?kpicie sobie z kogoś za plecami?wasze twittery są ogólnodostępne,nie trzeba mieć tam konta,aby czytać,co tam wypisujecie
Gość: pan alog
[27 października 2010]
@iammacio

No nie do końca wszystkie komentarze są o muzyce (patrz kilka durnych postów niczym z forum Porcys). Dyskusja wynikła dlatego,że MN nie spodobała się recenzja,dorzucił kilka ogólnych zdań o młodych recenzentach i bigos gotowy!No i moim zdaniem wcale nie trolluje.Napinaczy nie będę pokazywał palcem.

Nie zatykam flagi na Waszych zadkach,szanuję to,co robicie.Nie zgadzam się często z Waszymi recenzjami i broń Boże nie chcę wychodzić na marudę,która wie lepiej.Nie prowadzę bloga,płyty w miarę możliwości staram się kupować (choć z braku środków korzystam z mp3 czy innych groovesharków,a i oprzeć się ciężko pokusie zasysania na potęgę),nigdy też nie napisałem czgokolwiek mającego w zamierzeniu być jakąś tam recenzją.Jednakże czy nikt nie ma prawa powiedzieć słowa krytyki wymierzonej w któregoś z recenzentów?Nawet jeśli mój dorobek w temacie ogranicza się tylko do czytania?

Co prawda Ty mnie nie czytasz,ale ja Ciebie tak! <też macha>
iammacio
[27 października 2010]
ludzie, więcej dystansu. dyskusja miała sens dopóki MN nie zrobił z wątku 'warsztatów dziennikarskich' (stąd reakcja na twitterze), a co do recki - jest przecież o muzyce, ma Bartek udawać że Borys to nie Borys?

i jak zawsze, zaskakuje mnie mnogość recept na działanie serwisu które odmawiają nam wręcz zdrowego rozsądku - tak jakbyśmy działali po omacku i w alkoholowym zwidzie. zapewniam, jest inaczej - lepiej niż zakładacie. wychodzimy od różnicy zdań, ale zawsze sprowadza się to do ideologicznych przepychanek. porozmawiajmy choć raz na temat.
Gość: pan alog
[27 października 2010]
@k. michalak

Myślę,że MN nie odmawia prawa otrzaskiwania się z piórem komukolwiek,tak sądzę po tym po przeczytałem.Wydaje się,że problemem jest przyjmowanie nowych recenzentów trochę na siłę i szlifowanie "talentów" w takim miejscu jak screenagers,bo to serwis renomowany i wypadałoby,żeby przyjmowali kogoś na adekwatnym poziomie.Z Twojej wypowiedzi wyczułem raczej ironię niż jakąś agresję.Poza tym,nie rozumiem wszystkich tych mądrych słówek używanych czasem na siłę- po co nimi przeładowywać recenzję?Rozumiem Twój sprzeciw,gdy recenzja jest pod względem językowym koszmarem,bo nie o to w tym wszystkim chodzi.Nie rozumiem,czemu recenzja ma być docelowo pewnym środkiem wyrazu samego recenzenta,jakby pisał to z myślą o opublikowaniu za 25 lat antologii swoich recenzji.O tym właśnie pisałem,żeby nie spinać się na nadumane formy,raczej szukać czegoś pośrodku.

Co do recenzji Bartosza Iwasińskiego - odrzuca mnie ten koncept właśnie,bo ile to można pisać w recenzjach o tym kim jest Borys D.,czego dokonał,jaki jest,po co to zrobił.Gdy wszędzie czyta się "układ" albo "nie-układ" robi się to naprawdę komiczne.Czy każda płyta wydana przez Borysa musi być tak odbierana?Nie!

No i brawa dla Lisieckiego za gówniarski wpis na Twitterze!
Gość: k. michalak
[27 października 2010]

chciałbym już zakończyć tę kwestię, bo wydaję mi się, że rozmowa o Newest Zealand i sprawach pokrewnych

byłaby ciekawsza, ale dobrze, przytoczę kilka budzacych wątpliwości fragmentów:

"ciepły temat" - czy chodzi tu o temat związany ze środowiskiem homoseksualnym? bo o tematach

wywołujących duże emocje zwykło się mówić "gorące".

"Ale nawet jeśli okazało się, że zespoły, które będą w stanie godnie sprawdzić się w konwencji nowej

młodzieżowej muzyki gitarowej, generalnie nie dają w naszym kraju rady" - zdanie jest nielogiczne.

wedle mojego wyczucia zamiast czasu przyszłego w drugim zdaniu składowym należałoby raczej użyć trybu

przypuszczającego albo czasu przeszłego.

"&#8222;Jedynka&#8221; stanowi ogniwo między żółtym CKOD a &#8222;Paczatarez&#8221; &#8222;Negatywu&#8221;" - wątpliwa frazeologia albo ewidentny anachronizm.

"O ile CKOD i &#8222;Negatyw&#8221; nie zdyskontowali nigdy potem poziomu swoich pierwszych albumów" - ależ

zdyskontowali (czyli wyciągneli z nich korzyść), o czym świadczy chociażby wciąż utrzymująca się

popularność tych zespołów czy ilość sprzedanych sofomorów (chyba w obu przypadkach przewyższająca

nakład debiutów). nie podejrzewam niekomepatencji merytorycznej, zatem pewnie zaszła tutaj jakaś

neosemantyzacja.

@ pan alog

w swoich komentarzach nie dostrzegam cienia agresywnego tonu, zatem Twoja uwaga musiała odnosić do kogoś innego. ja natomiast zastanawiam się, dlaczego doświadczony recenzent piszący za hajs w ogólnopolskim czasopiście odczuwa potrzebę chwalenia się swoimi młodzieńczymi, "nienagannymi" tekstami, odmawiania młodszym kolegom prawa do szlifowania stylu i surowego krytykowania ich nieporadności, nawet nie spróbowawszy zrozumieć ich intencji. to chyba jednak prywatna sprawa tegoż, zatem nie drążę.

choć osobiście przedkładam wartość literacką recenzji nad jej wartość merytoryczną, "olśniewanie" nie jest według mnie koniecznie. powinno się natomiast dbać o poprawność językową, w szczególności w "krótkich i treściwych tekstach", chyba że łamanie norm jest czynione świadomie z uwagi na walory literackie właśnie.
Gość: pan alog
[27 października 2010]
Zastanawiam się,skąd wziął się agresywny ton w stosunku do Marcina Nowickiego?Człowiekowi nie podoba się recenzja,ma prawo ją skrytykować.Jeżeli bije z jego komentarzy pewność siebie,to wypada się tylko cieszyć.Nikt Ameryki nie odkrywa stwierdzeniem,że polska blogierka jest bardzo nieudolna,grafomańska i odtwórcza (poza ludźmi znanymi z imienia i nazwiska,o konkretnym stażu czy dorobku).Jednakże chyba warto,aby każdy liczący się serwis stawiał poprzeczkę kandydatom coraz wyżej (bo dostęp do muzyki,tekstów,informacji dziś jest nieograniczony,więc i o przyśpieszoną edukację dużo łatwiej).Z drugiej strony pisanie wydumanych recenzji z jakimś backgroundem czytelnym dla 2000 osób w kraju mija się z celem - zdaje się,że słuchamy muzyki,a nie pragniemy zostać literatami.Ciężko czasem o złoty srodek,czasami warto odpuścić,puścić oko czytelnikowi lekkim tekstem o marnej płycie.Jednakże jakieś standardy muszą być.A czepianie się kilkuzdaniowych recenzji z Machiny jest śmieszne - spróbuj olśnić tekstem który z założenia ma być zwięzły i max treściwy.

Smutne,jak napisała A.Kaczorowska,że gotujemy się wszyscy we własnym sosie,a ta płyta dobitnie to pokazuje,bo śmignie singielek w Trójce,recenję opublikuje Przekrój czy inny Dziennik i na tym się skończy.Borys nie nagrał znowu płyty dla nikogo,ale i żadenj rewolucji tu nie będzie.A odbiór tego wydawnictwa,oglądanego przez dosłownie każdego kto przewinął się kiedykolwiek przez Porcys czy Screenagers jest bardzo zabawne.
Gość: Marcin Nowicki
[27 października 2010]
k. michalak>

Skoro tak twierdzisz, a zapewne posiadasz narzędzia, by wytknąć tej recenzji jakąś marniejszą składnię, czy fatalnie dobrany ciąg słów, nie pozostaje mi nic innego jak przyznać się do słabszego tekstu. Nadal chciałbym prosić o wskazanie tego 'boleśnie wadliwego fragmentu'. Czy tych.

Przy czym nie uważam wcale by to była jakaś nadzwyczaj fajna recenzja, bo nie jest. Choć zwyczajnie temat był przyziemny mocno. Przyznam, że recenzje polskiego (polskojęzycznego!) gitarowego grania zawsze ciężko się pisze. I do końca nie wiem, czemu tak jest. Ciekawe.
Gość: pw
[27 października 2010]
Bo przecież artysta dostaje TAK duży udział ze sprzedaży płyty. Chyba lepiej przeleć mu kasę przez paypal.
Gość: k. michalak
[27 października 2010]
@ Marcin Nowicki

nie odnosiłem się do zawartości merytorycznej tego tekstu, ale jego konstrukcji językowej, miejscami nieporadnej, a miejscami boleśnie wadliwej.
Gość: OLIS #1
[26 października 2010]
w ogóle zabawne że newest zealand nie ma jeszcze w sieci
Gość: kidej
[26 października 2010]
Co tam muzyke - pomysly na zakupy sciagaja!
Gość: gawroński
[26 października 2010]
O BOŻE LUDZIE ZE ŚRODOWISKA ŚCIĄGAJĄ MUZYKĘ
Wybierz stronę: 1 2 3 4

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także