The Books
The Way Out
[Temporary Residence; 20 lipca 2010]
„Business as usual”, myślisz sobie słuchając otwierającego album „Group Autogenics I”. Zammuto i De Jong wracają po pięciu latach po to, żeby znów od niechcenia plumkać sobie na akustycznych gitarach i smykach, przeplatając to samplami ze starych programów telewizyjnych, filmów i płyt. I wszystko to w nastroju medytacyjnym i ździebko mistycznym, skoro tytuł płyty i okładka nawiązują do wydanej bodajże na początku lat siedemdziesiątych ilustrowanej wersji Biblii dla hippisowskiej młodzieży. Dajesz się nabrać, uśpić swoją czujność, a następnie obezwładnić, bo zaraz po tym sympatycznym, choć niewiele nowego wnoszącym wstępie w Książki wstępuje jakiś diabeł. Panowie jak nigdy dotąd stawiają na rytm i dopóki nań stawiają – wygrywają.
Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek byli tak funkujący, niemal przebojowi jak w „I Didn’t Know That”. Nigdy wcześniej w książkowych dźwiękach nie było tej podskórnej agresji, co w „I Am Who I Am”, nawet jeśli to tylko specyficzny żart. Nie kojarzę też tak gnających na złamanie karku partii basu, jakimi chłopaki popisują się w „A Cold Freezin’ Night”. Na szczęście wspomniane sample i partie wokalne zaczynają się składać w lekkie, nierzadko zaskakujące w swej absurdalności historie. „The Story Of Hip Hop” bynajmniej nie jest opowieścią o czarnych ziomalach z mikrofonami, a „Beautiful People” okazuje się być odą do matematyki. Przynajmniej poczucie humoru duetu pozostało constans.
Szkoda tylko, że to odświeżanie formuły muzyki The Books załamuje się gdzieś w połowie „The Way Out”. Wracają plumkające akustyki i myślisz sobie: „business as usual”. Bo tam, gdzie powraca stare, dobrze znane, wkrada się niepostrzeżenie delikatna nuda. Na pocieszenie pozostaje tylko piękna, choć łzawa ballada „All You Need Is A Wall”. Niemniej jednak, nowa płyta stanowi miłą niespodziankę od facetów, po których już chyba niczego się nie spodziewałem.