Ocena: 5

Bilal

Airtight’s Revenge

Okładka Bilal - Airtight’s Revenge

[Plug Research; 14 września 2010]

Gdyby je rozliczyć bez tego całego sentymentalnego anturażu, dorastanie nie miałoby najlepszej prasy. Bo niby za co je chwalić? Miłosne niepowodzenia, emo-ataki i kiepskie ciuchy (znakiem czasu jest zanik tego ostatniego wyróżnika młodości)? W końcu nie każdy jest Kevinem Arnoldem, ech… W muzyce natomiast, prawdziwą dojrzałość artysta osiąga na poziomie trzeciego albumu – stara prawda. Kilka lat temu Universal Records wzięło ją sobie do serca i chcąc oszczędzić Bilalowi Oliverowi przykrego (?) procesu dorastania, skasowało jego sofomora. „Love For Sale” najpierw wyciekło do internetu, a potem wylądowało na półce, by nie opuścić jej już nigdy. Sam Bilal, jak na dorastającego artystę przystało, zareagował atakiem paniki na swoim MySpace, a potem zamilkł na lata. W tym roku, po dziewięcioletniej przerwie, neo-soulowy piosenkarz ogłosił powrót. Można by zaszeregować Olivera jako kolejną gwiazdę, która przypomina o sobie na fali trwającego od dłuższego czasu revivalu gatunku, ale w przeciwieństwie do Maxwella czy Badu, Bilal jest muzykiem z czystą kartą. Genialna postać drugiego planu, Bilal Oliver nigdy nie zdobył ani popularności, ani uznania właściwego innym członkom kolektywu Soulquarians, a jego debiutancki krążek, „1st Born Second”, w równym stopniu pokrył się szlachetną patyną, co kurzem.

„Airtight’s Revenge” dzieli od debiutu przepaść nie tylko czasowa, ale też stylistyczna. „1st Born Second” było imponującym przeglądem zainteresowań młodego artysty i na przestrzeni swoich 17 utworów mieściło wpływy hip-hopu, jazzu i reggae, co nie wykluczało głębokiego osadzenia tego albumu w neo-soulowej estetyce rytmicznej monotonii i ciepłego bassu. Ta estetyka mogła wydawać się kaftanem krępującym twórcze ambicje wokalisty, raczej kamieniem u jego nogi niż vehicle dla odważnych pomysłów. Nic dziwnego zatem, że na niewydanym „Love For Sale” Bilal próbował szukać innego brzmienia – bardziej teksturowanego, kanciastego, charakternego – wzorowanego, jak mówił w wywiadach na bluesie (rzecz dyskusyjna, aczkolwiek warta wzięcia pod uwagę; podstawowym źródłem inspiracji miał być Howlin’ Wolf, wow!). Daleka od bycia rewolucją, „Love For Sale” wymykała się jednak klasycznej definicji neo-soulu, a jak otwarcie przyznają główni aktorzy tej sceny – „neo-soul” był niczym innym jak marketingowym neologizmem ukutym dla windowania wyników sprzedaży. Ta próba wchodzenia w artystyczną dorosłość, stawania na własnych nogach, bez potrzeby wspierania się wytartą łatką gatunku, posłała album Bilala na śmietnik. Bilal Oliver przeżył swoje coming-of-age bez udziału publiczności, a „Airtight’s Revenge” po niespełna pięciu latach od skasowania „Love For Sale” okazuje się albumem jeszcze bardziej odległym od debiutu wokalisty.

Zanim jednak słuchacz zmierzy się z efektami tej dojrzałości, pełniące funkcję intra „Cake And Eat It To” swoim topornym tematem wystawi jego cierpliwość na próbę. Może to przekorna parafraza zwyczaju Steely Dan, których albumy nierzadko otwierały najgorsze utwory w zestawie, a na inspirację którymi tym razem powołuje się Bilal? Coś jest w tym danowskim tropie, bo począwszy od drugiego na płycie „Restart”, „Airtight’s Revenge” sięga po wysublimowane i jednocześnie nośne rozwiązania melodyczne, które przynależą raczej do świata racjonalnego popu niż intuicyjnego soulu. Zresztą, tytuł utworu jest tu po dwakroć trafny: to restart zarówno tej płyty, jak i całej kariery Bilala, który w kolejnych piosenkach stanowczo odchodzi od rozwiązań „1st Born Second” – chowa bas, eksponuje agresywne bębny czy przesterowaną gitarę. Nie wszędzie jednak efekt jest tak udany jak w „All Matter”, które wykorzystuje transowy pattern perkusji jako tło wielowątkowego popisu wokalnego (gdzie każdy z wątków może uchodzić za zwrotkę i refren jednocześnie).

Tym bowiem, czego „Airtight’s Revenge” brak, jest poczucie dojrzałego dystansu i luzu, z których wynika mądrość (patrz: tegoroczna Badu); w ich miejsce mamy „teenage angst” trzydziestolatka, któremu nie dane było właściwie przeżyć swojego artystycznego dorastania. I tak, niewiele jest frajdy na nowej płycie Bilala, a w głosie wokalisty niewiele… soulu. Spinka nad materiałem w zrozumiały sposób blokuje przepływ uczuć na linii słuchacz-artysta, a seriozne podejście Olivera jest szczególnie wyraźne w zestawieniu z pogodnym i afirmatywnym nastrojem „Love For Sale”. Oczywiście „Airtight’s Revenge” – z utworami tak dobrymi jak wyżej wspomniane – w żadnym razie nie można uznać za porażkę. Problemem nie jest poziom poszczególnych piosenek, ale raczej zaniżona wartość ich sumy. Zamiast bowiem miękko płynąć przez kolejne indeksy płyty, Bilal szarpie się we wszystkich kierunkach, ostatecznie nie znajdując spoiwa, jakiejś dominanty czy konceptu, które by jego album usprawiedliwiły. To kolejny dowód w sprawie, że nadopiekuńcze rodzicielstwo płytowych wytwórni pozostawia na wrażliwości artysty ślad, który niełatwo jest zatrzeć.

Paweł Sajewicz (21 września 2010)

Oceny

Mateusz Krawczyk: 6/10
Kasia Wolanin: 5/10
Marta Słomka: 5/10
Mateusz Błaszczyk: 5/10
Paweł Sajewicz: 5/10
Średnia z 5 ocen: 5,2/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także