Ocena: 7

Reflection Eternal

Revolutions Per Minute

Okładka Reflection Eternal - Revolutions Per Minute

[Blacksmith; 18 maja]

Where were you the day hip-hop died?

Tak pesymistycznie sformułowane pytanie postawił Talib Kweli na debiucie Reflection Eternal. Nie on pierwszy zresztą ogłosił koniec hip-hopu. Zarówno sam gatunek muzyczny, jak i całą kulturę z nim związaną „uśmiercano” wielokrotnie. W 2006 roku Nas wydaje album o jednoznacznym tytule „Hip Hop Is Dead” (choć kilka miesięcy temu odwołał swój wyrok), André 3000 dochodzi do tego samego wniosku pięć lat wcześniej na „Funkin’ Around” Outkast, a jednym z powodów powstania Wu-Tang Clanu było niezadowolenie ówczesnym poziomem hip-hopu. Nawet w 1979 roku krytykowano The Sugarhill Gang za szkodliwą komercjalizację hip-hopu, któremu przecież przeznaczone było dotychczas miejsce w podziemiu.

W ciągu ostatnich kilku lat o umieraniu tej subkultury mówiło się coraz częściej. Nawet Timbaland i Jay-Z przejawiali znudzenie hip-hopem i mówili o tym otwarcie. Simon Reynolds zauważył na łamach Guardiana nieobecność gatunku na listach przebojów, brak nowych, znaczących postaci, konsekwentną rezygnację ze społeczno-politycznego zaangażowania w tekstach na rzecz (w lepszych przypadkach) hedonizmu i wreszcie postępującą erozję samych bitów, czego efektem jest ringtone rap korzystający uparcie z auto-tune.

Jeśli chodzi o underground, sporo płyt w czasie „hip hop golden age” (druga połowa lat 80. i lata 90.) szybko przedostawało się na światło dzienne i zyskiwało popularność. Aktualnie wpływy niszowych wydawnictw na szersze obszary kultury są praktycznie znikome. Jednak w obliczu takich dzieł jak „Revolutions Per Minute”, zarzut Kweli z początku poprzedniej dekady wydaje się nietrafiony. Podobnie w pozostałych przypadkach: wszelkie obawy związane ze zmianami – w obliczu których na przestrzeni ponad trzydziestu lat stawał hip-hop – chociaż były zrozumiałe, to jednak błędnie przewidywały przyszłość. Śmierć gatunku jeszcze nie nastąpiła, o czym świadczyć może drugi krążek, „Reflection Eternal”.

„RPM” jest w pełni udaną kontynuacją – utrzymuje poziom i najlepsze cechy debiutu, jednocześnie wprowadzając nowe elementy. Hi-Tek i Kweli wciąż prezentują tradycyjny układ DJ-MC (z mniejszą tym razem ilością featuringów), przy czym ostateczne brzmienie jest efektem ich wspólnej pracy, co słychać w podobieństwach do „Eardrum” Taliba. Ponieważ członek The Soulquarians nie musi już napinać klaty i niczego udowadniać, mniej mówi o sobie i rzadziej się przedstawia, a więcej czasu poświęca tradycyjnym dla niego tematom (wiadomo – Afryka, niepokoje społeczne, zły rząd USA i tak dalej). Zresztą sampel Jaya-Z na „In This World” wyczerpuje temat: If skills sold, truth be told / I’d probably be, lyrically, Talib Kweli.

Istotną zmianą na lepsze jest nowocześniejsza produkcja Hi-Teka. Podobnie jak „Train Of Thought”, „RPM” zawiera sporo gęstych, złożonych bitów, które wydają się być wynikiem pracy autentycznego perkusisty (stawiałbym na ?uestlove’a). Tylko tym razem brzmią one jeszcze lepiej. Atmosferę tekstów i samej muzyki również poddano renowacji, czego efektem są szybkie (a nawet wesołe!) „Midnight Hour” z Estelle i „Get Loose” o sporym potencjale komercyjnym. Oba utwory raczej nie pasowałyby do debiutu.

Rapreviews.com pisze, że Talib wielokrotnie mówił you can’t spell „quality” without Kweli i choć „Revolutions Per Minute” nie jest kamieniem milowym muzyki, trzeba przyznać, że w powyższym stwierdzeniu kryje się sporo prawdy. Talib Kweli wraz z Hi-Tekiem przygotowali wysokiej jakości płytę, która zawiera to, co powinien oferować dobry hip-hop lat 80.: świetny polityczno-społeczny rap i kapitalne bity. Podobnie jak w przypadku „Only Built 4 Cuban Linx... Pt. II”, „RPM” zapewnia też nowoczesne brzmienie, które według rapera Rhymefesta jest mocną stroną współczesnego hip-hopu.

W wywiadzie dla allhiphop.com, Rhymefest stwierdził, że hip-hop już nie istnieje, ze względu na zanik czterech tradycyjnych elementów. Według niego zainteresowanie graffiti i breakdancingiem jest całkiem znikome, prawdziwych masters of ceremonies już w ogóle nie ma, a DJ-e nie cieszą się należnym im szacunkiem raperów. Ewolucja hip-hopu stworzyła nową kulturę, z nowymi elementami. Nie chodzi mu o jakiekolwiek wartościowanie, lecz o podkreślenie zmian, które miały miejsce i wreszcie o nazwanie nowego tworu kulturowego (proponował Hip-Pop).

Wydaje się, że Rhymefest popełnia zasadniczy błąd. Zupełnie naturalne jest to, że współczesny hip-hop różni się od tego z lat 80. czy tym bardziej 70. To właśnie stagnacja i inercja przyczyniają się do śmierci gatunku muzycznego, ze względu na wyczerpanie materiału. I tu właśnie należałoby dopatrywać się ewentualnego końca hip-hopu, który Simon Reynolds wykazał zarówno w spadku znaczenia komercyjnego jak i wartości artystycznych czy historycznych. Reynolds przyznał, że hip-hop nie umarł, ale jest raczej u progu śmierci. Nie można z pewnością przewidzieć, czy to kiedykolwiek nastąpi – być może gatunek wróci do podziemia i tam będzie pełnił misję głoszenia prawdy. Być może wreszcie tam zostanie pogrzebany. Póki co, wydawnictwa pokroju „Revolutions Per Minute” opierają się jeszcze biegowi czasu. Zobaczymy jak długo.

Mateusz Błaszczyk (31 maja 2010)

Oceny

Mateusz Błaszczyk: 7/10
Paweł Klimczak: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Średnia z 3 ocen: 6,66/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Taivan
[4 czerwca 2010]
Dużo gadania, a mało o albumie. Tak w sumie.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także