Ocena: 7

Holy Fuck

Latin

Okładka Holy Fuck - Latin

[XL Recordings; 11 maja 2010]

Holy Fuck to produkt niezwykle spójny. Zaczepna nazwa, modna muzyka, równe płyty i zakapturzony, raczej wycofany medialnie wizerunek. O spójności można też mówić w kontekście podobieństwa – czy też mówiąc ostrożniej, konsekwencji – między poprzednim a najnowszym wydawnictwem. Gdyby ktoś mi powiedział, że „Latin” to dziewięć odrzutów z „LP” sprzed trzech lat, uwierzyłabym bez chwili zawahania. I nie jest to żaden zarzut, bo poprzedniczka dawała przecież mocno po głowie.

O ile eksperymentalne poszukiwania na przyciężkawym debiucie trąciły nadęciem i mogły wywoływać niestrawności, to na „LP” wyklarowała się formuła, która stanowi o rozpoznawalności brzmienia grupy. Wzorce narzucają się same – nie bez przyczyny media przyczepiły im wyciąganą w razie potrzeby łatkę „Kraftwerku w znoszonych ubraniach”. Zapatrzenie w krautrockową tradycję i połamane wzorce z Neu! na czele bije na kilometr, co jednak najlepsze – wszystko to, co brzmi jak laptop, w ich przypadku niewiele ma z nim do czynienia. Jeśli wierzyć legendzie o początkach styczności z lo-fi Briana Borcherdta (tego z brodą), o wszystkim zadecydował przypadek, podrzucając mu w czasach nastoletnich pod nogi przedmioty, które mogły wydawać fajne dźwięki. Zostało to mu i jego kolegom do dziś. Tak więc na zasadzie „wszystko, tylko nie laptop”, czyli za pomocą basu, żywej perkusji, gąszczu gitarowych efektów plus czegoś niekonwencjonalnego (dziecięce keyboardy, wspomniane już randomowe obiekty) przygarbieni Kanadyjczycy tworzą wciągającą, wielowątkową całość. Narzucone tempo jest szybkie, a silnych następczyń „Royal Gregory” kilka, od zadziwiająco gitarowego potencjalnego parkietowego wymiatacza, czyli „Red Lights”, przez pulsujące, singlowe „Latin America”, sprzężone „SHT MTN” po kulminację z rozmytym echem wokali pod postacią „Lucky”. Nie wiem, do czego by się tu można przyczepić. Na taką płytę przecież czekaliśmy!

„Latin” mogłoby bardzo dobrze posłużyć za ścieżkę dźwiękową. I to taką dla hipsterów z przytłaczających metropolii, wieczorami lądujących w obskurnych klubach pełnych wyznawców hell looks. Całe szczęście jednak równie dobrze sprawdza się ona w polskich warunkach.

Zosia Sucharska (21 maja 2010)

Oceny

Mateusz Krawczyk: 5/10
Paweł Gajda: 5/10
Średnia z 4 ocen: 5,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także