Goldfrapp
Head First
[Mute; 19 marca 2010]
„Head First” jest albumem, który byłby naturalną płytową kontynuacją takiego singla jak „I Won’t Kneel”. Niestety Groove Armada stworzyła krążek, w którym wszystkie eightiesowe motywy wymieszano przy pomocy robota kuchennego nienajlepszej jakości, a tort sprzed nosa i tak kradną im rodacy z Goldfrapp. Alison i Will po nudnym „Seventh Tree” wrócili do kolorowego, błyszczącego stylu z „Supernature” i zrobili album, który w temacie synth popu stanowi swego rodzaju must have sezonu. Po drapieżnej kokietce, składającej hołd stylistyce glam, przyszedł czas na sympatyczną, delikatną, acz wyzwoloną kobietę z parkietu, skąpanego w światłach dyskotekowej, lustrzanej kuli – bo w taką właśnie rolę na „Head First” wciela się tym razem ponętna wokalistka Alison Goldfrapp. Ową emancypację słychać i w „Rocket”, w którym za pomocą kosmicznej machiny nasza bohaterka wysyła swojego lubego tam, gdzie pieprz rośnie, ale też w pogodnych afirmacjach życia „Alive” i „I Wanna Life”. Soczyste „Believer”, najbliżej usytuowane względem hitów z „Supernature”, w swoim repertuarze chciałaby mieć zapewne niejedna Little Boots. Niech was nie zmyli wstrzemięźliwość pismaków względem nowego wydawnictwa Goldfrapp. Jakkolwiek „Head First” jest tylko ładną, synth popową błyskotką, gdy trzeba potrafi optymistycznie nastroić, porwać na parkiet, rozjaśnić twarz uśmiechem. Niewielu bawi się konwencją tak sprytnie jak brytyjski duet. Są przy tym bezpretensjonalni, szalenie spójni i konsekwentni, a przy tym uroczy i beztroscy. W banalności muzyki Alison i Willa odnajdujemy ciągle drobinki wirtuozerii i błysku geniuszu, dlatego Goldfrapp zawsze będą klasę wyżej niż ogromna większość nieopierzonych debiutantów.