Ocena: 6

Pantha Du Prince

Black Noise

Okładka Pantha Du Prince - Black Noise

[Rough Trade; 8 lutego 2010]

W kontekście najnowszej płyty Hendrika Webera dużo mówi się o zmianach i o porzuceniu surowej estetyki na rzecz bardziej przystępnych, nieco ckliwych melodyjek. Wielu słuchaczom minimal techno i microhouse’u może się to rzecz jasna nie podobać, ale skutecznym wabikiem dla szerszej grupy odbiorców, poza gościnnym udziałem Pandy Beara, będzie działająca na wyobraźnię historia o poszukiwaniu przez niemieckiego producenta i didżeja inspiracji w szwajcarskich Alpach. Pantha Du Prince rejestrował odgłosy przyrody, które w warunkach naturalnych, niezależnie od siebie mogły tworzyć coś na kształt faktury polifonicznej. „Black Noise” miało niejako uchwycić taki właśnie stan, przyjrzeć się dokładnie ludzkiemu pierwiastkowi, by ukazać muzykę w niczym nie skalanej, krystalicznej formie.

Zasadne jest zatem pytanie, czy się właściwie udało. I tak, i nie. W odniesieniu do „This Bliss” to jednak wyraźny regres i lekkie zakamuflowanie swojego stylistycznego rodowodu. Poprzednia płyta, wydana dla hamburskiej wytwórni Dial Records, łączyła barokową niekiedy treść z minimalistycznymi, dobrze sprecyzowanymi formami. „Black Noise” jest na tym tle nieco rozwodnioną wersją poprzedniczki – bardziej przystępnym następcą. Ale jej urokliwość, nieinwazyjność ma też swoje dobre strony. Znakomicie sprawdzają się: miniaturowy, bo trwający tylko ponad trzy minuty, elektroniczny pejzaż „Im Bann” czy nie-wiadomo-dokąd-zmierzający, rozklekotany „Bohemian Forest”. Mniej tu zatem syntetycznych dźwięków, a więcej melancholijnego ciepła, które zapewne zwabi także tych, którzy takiej estetyki do tej pory raczej nie kupowali.

Piotr Wojdat (31 marca 2010)

Oceny

Kasia Wolanin: 7/10
Krzysiek Kwiatkowski: 7/10
Kuba Ambrożewski: 6/10
Mateusz Krawczyk: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Bartosz Iwanski: 5/10
Maciej Lisiecki: 5/10
Paweł Gajda: 5/10
Łukasz Błaszczyk: 5/10
Średnia z 12 ocen: 5,83/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Pan Rozpadlin
[2 kwietnia 2010]
Faktycznie, być może zabrzmiało zbyt ostro, ale wierzcie mi, że na niemieckim gruncie, to naprawdę ma znaczenie. Tzn, że jakaś grupa osób postanawia działać z dala od 'historycznego centrum muzyki klubowej/tanecznej', tym bardziej, że skupia wokół siebie coraz większą liczbę pomniejszych labeli (Laid, Smallville, Fenou). Po prostu denerwujące jest czasem jak neofici zaczynają wszystko co związane z okołotechnowymi dźwiękami kojarzyć li tylko z Berlinem.
kuba a
[1 kwietnia 2010]
O które konkretnie serwisy chodzi? Bo drobny błąd (notabene od lat merytorycznego do bólu redaktora) rozdmuchany jakby chodziło o skład Fab Four.
Anselmo
[1 kwietnia 2010]
To moje przeoczenie, za co oczywiście przepraszam. Miało być hamburską. Zapewniam jednocześnie, że nie stoją za tym emo-fani, indie-młodzież czy bliżej niesprecyzowane polskie serwisy. Te bardziej sprecyzowane również nie mają z tym nic wspólnego.
Gość: Pan Rozpadlin
[1 kwietnia 2010]
o kurde, określenie Dial berlińską wytwórnią naprawdę nie przystoi, ale tak to już bywa jak emo-fani próbują zawłaszczać kolejne terytoria, może więc warto czasem lepiej się przygotować, albo chociaż czytać inne (bardziej sprecyzowane) polskie serwisy. Nie zaszkodzi.
kuba a
[31 marca 2010]
Pora odwiesić klawiaturę na kołku i oddać pole młodszym i zdolniejszym!
Gość: krisss
[31 marca 2010]
a kiedy Rednacz jakąś reckę popełni? :)
Ethan
[31 marca 2010]
Ten album płynie bezkolizyjnie jak nowe Four Tet. Granie niezobowiązujące, ale solidne.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także