Pantha Du Prince
Black Noise
[Rough Trade; 8 lutego 2010]
W kontekście najnowszej płyty Hendrika Webera dużo mówi się o zmianach i o porzuceniu surowej estetyki na rzecz bardziej przystępnych, nieco ckliwych melodyjek. Wielu słuchaczom minimal techno i microhouse’u może się to rzecz jasna nie podobać, ale skutecznym wabikiem dla szerszej grupy odbiorców, poza gościnnym udziałem Pandy Beara, będzie działająca na wyobraźnię historia o poszukiwaniu przez niemieckiego producenta i didżeja inspiracji w szwajcarskich Alpach. Pantha Du Prince rejestrował odgłosy przyrody, które w warunkach naturalnych, niezależnie od siebie mogły tworzyć coś na kształt faktury polifonicznej. „Black Noise” miało niejako uchwycić taki właśnie stan, przyjrzeć się dokładnie ludzkiemu pierwiastkowi, by ukazać muzykę w niczym nie skalanej, krystalicznej formie.
Zasadne jest zatem pytanie, czy się właściwie udało. I tak, i nie. W odniesieniu do „This Bliss” to jednak wyraźny regres i lekkie zakamuflowanie swojego stylistycznego rodowodu. Poprzednia płyta, wydana dla hamburskiej wytwórni Dial Records, łączyła barokową niekiedy treść z minimalistycznymi, dobrze sprecyzowanymi formami. „Black Noise” jest na tym tle nieco rozwodnioną wersją poprzedniczki – bardziej przystępnym następcą. Ale jej urokliwość, nieinwazyjność ma też swoje dobre strony. Znakomicie sprawdzają się: miniaturowy, bo trwający tylko ponad trzy minuty, elektroniczny pejzaż „Im Bann” czy nie-wiadomo-dokąd-zmierzający, rozklekotany „Bohemian Forest”. Mniej tu zatem syntetycznych dźwięków, a więcej melancholijnego ciepła, które zapewne zwabi także tych, którzy takiej estetyki do tej pory raczej nie kupowali.
Komentarze
[2 kwietnia 2010]
[1 kwietnia 2010]
[1 kwietnia 2010]
[1 kwietnia 2010]
[31 marca 2010]
[31 marca 2010]
[31 marca 2010]