Ocena: 4

Gorillaz

Plastic Beach

Okładka Gorillaz - Plastic Beach

[Parlophone, Virgin; 3 marca 2010]

Nazwa tegorocznego albumu Gorillaz bardzo trafnie podsumowuje jego zawartość – utwory o przeważnie plażowym nastroju zbudowane głównie w oparciu o klawisze (jak głosi refren tytułowego kawałka: It’s Casio on the plastic beach). Brzmi obiecująco, ale doprecyzujmy: nie chodzi o zwyczajną, piaszczystą plażę lecz o dryfujący po oceanie śmietnik z bezlitośnie rozgrzanego przez słońce plastiku i metalu, przy czym ochładzająca kąpiel nie wchodzi w grę, ze względu na barwę i konsystencję wody. Damon Albarn wysnuł niedawno optymistyczną teorię, że wiewiórki świetnie czują się w takim otoczeniu, a węże kochają wylegiwać się w ciepłych, rozkładających się torebkach foliowych. Czyli nie ma się czym martwić, wszystkie śmieci są częścią współczesnej natury.

Te eko-przemyślenia Albarn postanowił zilustrować najbardziej popowym (przynajmniej tak obiecywał w wywiadach) materiałem w karierze. Początkowo projekt nie miał związku z Gorillaz, ale ostatecznie czwórka słynnych, animowanych postaci wylądowała na wspomnianej wyspie. Koncept okazał się bardzo spójny – słuchając „Plastic Beach” można pomyśleć, że faktycznie nagrywano ją w wyniszczających warunkach, które nie sprzyjają twórczemu myśleniu. Cały ekologiczny optymizm i popową energię wypaliło bezlitosne słońce – pozostało pogodzenie się z zaśmieconym otoczeniem i, niestety, niemocą twórczą. Oprócz pojedynczych efektów produkcyjnych (klawisze w „Rhinestone Eyes” czy „Plastic Beach”) i kilku całkiem miłych utworów – np. tych, w których mowa o manatach czy wielorybach (kolejno „Melancholy Hill” i „Plastic Beach”) – trudno znaleźć wyraziste fragmenty tego albumu. Najlepsze kawałki („Empire Ants” przypominający „Hong Kong” z „D-Sides” czy wspomniane „Plastic Beach”) nie zapadają na długo w pamięć, a trzem wyznaczonym już singlom nie wróżę wielkiej kariery – brakuje im przebojowości i energii „Dare” czy „Feel Good Inc.”. Featuringi sytuacji nie zmieniają, bo w większości trafiają się na słabych („Superfast Jellyfish”), lub w najlepszym przypadku nieszkodliwych numerach („To Binge”, „Stylo”). Tę niemoc najlepiej oddaje teledysk promujący „Stylo”, w którym niby jest wszystko – pościg, luzactwo i Bruce Willis – oprócz kulminacji. Podobnie w samej piosence: Mos Def, Bobby Womack i Damon Albarn starają się jak mogą, ale nie są w stanie przełamać monotonii zmierzającego donikąd singla. I chyba tylko Bruce Willis zdoła zapewnić Gorylom miejsce na listach.

Mateusz Błaszczyk (23 marca 2010)

Oceny

Maciej Lisiecki: 6/10
Zosia Sucharska: 6/10
Kasia Wolanin: 4/10
Mateusz Błaszczyk: 4/10
Łukasz Błaszczyk: 4/10
Średnia z 8 ocen: 5,75/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: wszystko co piszę to kłamstw
[8 października 2016]
Uważam, że to najlepsza płyta Gorillaz. Komentarze pode mną, w większości pozytywne, pokazują niesłuszność tej recenzji. Odkryłem, iż jestem lesbijką.
Gość: Miły
[1 lutego 2014]
Niemoc twórcza? W który miejscu? Słuchaliśmy tej samej płyty?
Ta płyta pokazuje, że Gorillaz w przeciwieństwie od wielu muzyków, którzy weszli na stałe do mainstreamu nie brną w to co najlepiej sprzedaje się dziś w muzyce, ale dalej trzymają się swojego konceptu, czyli eksperymentowania z muzyką.

To jest właśnie świetnie w Gorillaz zabawa gatunkami, mieszanie pozornie niepasujących do siebie stylów muzycznych, brak jednostajności.


Ten album jest bardzo zróżnicowany i to jest jego ogromna zaleta.


Melancholijne utwory w postaci Broken, To Binge, Empire Ants, niezwykle pozytywnie brzmiące Melancholy Hill wraz Some Kind of Nature , "posiekane" Glitter Freeze , świetnie rozpoczynające się White Flag czy specyficzne, kryjące pewne pokłady energii Rhinestone Eyes , to dowód na to, że Gorillaz nie stracili głowy i dalej tworzą z mieszanki różnych gatunków, nową wysoką jakość.

Zabawne jest w kontekście tego zespołu porównywanie utworów z DD do tych z Plastic Beach- czy Gorillaz kiedykolwiek nagrał dwie takie same płyt? Nie bardzo. Ich ideą od początku do końca jest eksperymentowanie z muzyką, kto tego nie rozumie, po prostu nie rozumie czym jest Gorillaz.

Ogólnie część recenzji trudno traktować na tej stronie poważnie, może wyjdę na ignoranta, ale nie rozumiem co np. podobało się recenzentom na tej stronie w takim jednostajnym gitarowym smęceniu jak „|The Strokes - Is This It” że wielu oceniło to na 8. Cóż niektórzy ludzie lubią sprawdzona nudę w muzyce :)
Gość: dd
[15 maja 2013]
znaffca muzyki się znalazł haha czy ludzie piszący tutaj recenzje znają się na muzyce, bo im dłużej was czytam, tym większe wrażenie odnoszę, że większość recenzji jest g***o warta!!
Gość: xyz
[28 czerwca 2011]
ta płyta jest wyjątkowa, jestem od niej uzależniona chociaż po pierwszym przesłuchaniu wydawała mi się właśnie taka jak to opisywana jest w większości polskich recenzji. wydaję mi się że recenzenci zbyt pochopnie ja oceniają...
Gość: drobiazg
[9 stycznia 2011]
7/10 nudna? flegmatyczna? smietnik ? to chyba sluchamy innej plyty....
Gość: julek
[25 maja 2010]
ot znawca wzial sie za pisanie recenzji
Gość: bugman
[5 kwietnia 2010]
a dla mnie plyta znakomita. najlepsza rzecz jaka w tym roku slyszalem. ze nie jest przebojowa ? co z tego. albarn jakby chcial grac przeboje to by bylo 10 parklajwow. plyta jest roznorodna, po raz kolejny bawi sie stylem czy to pop/dance/soul/rock. kto by pomyslal ze najwiekszy mruk rocka jak lou reed nagra taki wesoly skonczy numer jak some kind of nature. empire ants-tu poczatk po prostu zwala z nog. w zyciu bym nie pomyslal ze albarn zrobi taki misz masz w tej piosence. poczatek piekna ballada po czym 2 czesc mocniejsza z glosem little dragon.... cos wspanialego...

kapitalnie bujajace sweepstakes z orkiestra (ta sekcja deta!!)
nie mozna tez zapomniec o tytulowym kawalku. po raz 1 od wielu wielu lat na 1 scenie razem PAUL Simonon i Mike Jonesczyli polowa THE CLASH!

ode mnie 8/10

Gość: przemeko
[27 marca 2010]
Plyta po pierwszym przesluchaniu faktycznie wypada blado. Ale po 3-4 jest coraz lepiej ... i tak za 10 juz zyc sie bez niej nie da.
Szczegolnie od Broken sie uwolnic nie moge.
Gość: MP
[26 marca 2010]
Recenzja niczym Po*rcy*s. Żal.
Gość: michal
[25 marca 2010]
plyta genialna, autor zbytnio porownuje plyte do innych ich albumow, to jest kompletnie co innego niz DD, Gorillaz niesiadł na laurach i zaryzykowal czyms nowym i dla nich za tow ielki szacun w dodayku zrobili to w genialny wprost sposob 8/10
Gość: Jan
[24 marca 2010]
Jedni się nudzą, innym sie bardzo podoba, i tak to już się kręci. Ja należę do frakcji numer dwa. Mam tylko nadzieję, że ocena nie jest koniunkturalna, bo Gorillaz to nie Kylie i nie wypada.
Gość: przeintelektualizowany
[24 marca 2010]
klimat okładki jak z neverhood'a
marta s
[24 marca 2010]
Albarn jest producentem i współautorem Sabali, więc nie "podkradł", ale "skopiował" sam siebie. :) O to pierwsze bym go w życiu nie podejrzewała.
Katie
[24 marca 2010]
ta płyta, z wyjątkiem Stylo, jest najnormalniej w świecie po prostu niemiłosiernie nudna i flegmatyczna
Gość: t onn oncy
[24 marca 2010]
mi kawałek z lou reedem też na pierwszy rzut ucha nie przypadł do gustu. Ale po jakimś czasie uwiódł mnie ten refren :) Utwór do reszty pasuje srednio, ale wykrojony z całości naprawde daje rade :) a że Damon coś tam podkradł od A&M? Who cares? Myśle, że najmniej samego Damona ;)
Gość: ja
[24 marca 2010]
Przepraszam za obrażenie Pana Błaszczyka oraz całej redakcji screenagers poniższym komentarzem, ale jak czytam recenzję najbardziej oczekiwanej płyty roku, zbierającej świetne recenzje w zagranicznej prasie a Pan Błaszczyk daje tej płycie 4/10 to aż...
Gość: ja
[23 marca 2010]
@Ja: to mój nick! A co do komentarza to zacytuje kolege nightwatchman'a: 4/10!? "Popierdoliło się w głowach tym ignorantom". Tyle.
marta s
[23 marca 2010]
@a finał tego "Plastic Beach" to już tylko pusty śmiech
chodziło mi o końcówkę albumu, nie tytułowego tracka (który zresztą też nudny, a Albarn w znacznie mniej przekonywający sposób kopiuje patent na klawisze z "Sabali" Amadou & Mariam)
marta s
[23 marca 2010]
Oddawać godzinę z życia! Heh, jedyne znośne fragmenty to te ze Snoopem, Kano (choć tutaj intro w kontekście albumu totalnie pretensjonalne) i De La Soul. To coś z Lou Reedem straszne (tzn. uwielbiam Lou Reeda, ale na płytach podpisanych jako Lou Reed), a finał tego "Plastic Beach" to już tylko pusty śmiech. Moje uwagi raczej na marginesie, ponieważ w kontekście Albarna mam zero wiarygodności. Dla mnie wciąż najciekawszym projektem Damona jest Honest Jon's. I za to wielki szacunek.
Gość: Prochowiec
[23 marca 2010]
płyta bardzo przyjemna, a recenzja niesprawiedliwa
Gość: ja
[23 marca 2010]
Kocham walke z porcys na to kto da nizsza ocene bardzo dobrej plycie. Btw jedyny minus jaki mozna przypisac tej plycie to to, ze nie wyszla w czerwcu.
Gość: killer
[23 marca 2010]
Szkoda! Myślałem,że to będzie coś lepszego... Może następna płytka będzie lepsza
Gość: krisss
[23 marca 2010]
za samo Stylo jedno oczko więcej ;)
Gość: ton ono nycy
[23 marca 2010]
eee, Mateusz, a idz se doznawac przy animalach :P płytka równa, nieszkodliwa i... niebywale przyjemna. I nie ważne, że nie powala. Są refreny, jest produkcja, jest luz, sa futuringi. Czego chcieć wiecej na wiosne? :)

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także