Julian Plenti
Julian Plenti Is... Skyscraper
[Matador; 4 sierpnia 2009]
„Jeden mógłby zrobić punkt”, że Interpol to najważniejsza rockowa kapela właśnie kończącej się dekady. Błyskotliwa adaptacja post-punkowych standardów „Turn On The Bright Lights” okazała się w ostatecznym rozrachunku jednym z gitarowych pomników 00’s, co z jednej strony nie pozwala jej nie docenić, z drugiej natomiast obnaża bryndzę, jaka zapanowała w tej działce w ostatnim dziesięcioleciu. Paradoksalnie jednak za wysyp cienizny odpowiedzialnymi należałoby uczynić tych właśnie czterech nowojorczyków. Bez ich fenomenu nie doszłoby zapewne do powołania tak wątpliwych artystycznie ansambli, jak Editors czy White Lies. Przy osiągnięciach tamtych „Antics” jawi się przecież albumem niezwykle interesującym.
Weźmy zresztą samo „PDA”. Ile takich piosenek powstało w tej dekadzie? Sto? Tysiąc? Miliard? Jak wielu chłopców wciskało się w garniturki, wąskie krawaty, przycinało sobie hitlerjugendowskie grzywki á la Carlos Dengler i szukało w centrach handlowych ciemnych okularów w stylu Paula Banksa? Zbyt wielu. Sam Interpol zdawał się zresztą z każdym kolejnym nagraniem coraz mocniej parodiować sam siebie. Przy debiucie zarzucano im, że ciągną po całości z Joy Division, na wysokości trzeciej płyty nie można już ich było pomylić z kimkolwiek innym. Jednak to właśnie „Our Love To Admire” było porażką kwartetu! Nie zdziwcie się, jeżeli za kilka lat synonimem ironicznego „that is sooooo 00’s” będzie dokładnie ten album. I kto wie, czy myśląc o wysypie ponurackiego post-punku w pierwszej dekadzie XXI wieku, właśnie tego longplaya nie będzie wskazywać się jako ikony katastrofy new rock revolution, tak jak lodowaty odbiór „Be Here Now” symbolicznie zamknął erę brit-popu dziesięć lat wcześniej. Klęskami Jet, Babyshambles i The Bravery nikt się nie przejmował. Ale słaby album Interpolu? A jednak...
Medialną ciszę w nowojorskim obozie przerywa album „Julian Plenti Is... Skyscraper”, solowa propozycja wokalisty Paula Banksa. Jak zwykle w takich sytuacjach padają słowa o chęci odcięcia się od brzmienia macierzystej formacji, zrobienia czegoś nowego i na własny rachunek. Cóż, Janusz Panasewicz też miał ambicję, żeby jego solowy album nie brzmiał jak Lady Pank. Niestety Banksowi nie udało się – jego głos na zawsze będzie kojarzony z Interpolem, niezależnie od tego, jak wymyślne alter ego powoła do życia. Przy korektach kilku aranżacji „Skyscraper” mógłby być kolejną płytą jego zespołu. Do tego ładnych parę numerów – zwłaszcza „Fun That We Have” i „Games For Days” – prezentuje się niczym odrzuty z ostatniego krążka Interpolu. „Only If You Run” jest kolejną w jego dorobku reminiscencją „Where Is My Mind?” Pixies (jakby „Rest My Chemistry” nie wystarczyło), a rozpromienione „Unwind” to zagubiony finał kolejnego z epickich nagrań kwartetu. Przynajmniej w połowie płyty Julianowi Plentiemu nie udaje się ukryć, że jest Paulem Banksem.
Resztę krążka wypełniają rzewnie mruczane ballady i miniatury. Pojawia się dużo smyków, jest gitara akustyczna, a nawet trąbki i saksofony. Banks staje się bardem i jest w tej roli tak poprawny, że mógłby pretendować do roli nowego Nicka Cave’a. Taką zresztą posadkę – niewolnika swojej własnej konwencji, w której zdolny jest bezboleśnie dla siebie i dla nas funkcjonować długimi latami – bym mu z czasem przewidywał. Po „Is... Skyscraper” jakiegokolwiek przełomu spodziewać się bowiem nie sposób.
Komentarze
[20 lipca 2010]
[28 września 2009]
Tak dużo lepiej, moim zdaniem. Treść!
[27 września 2009]
[25 września 2009]
[23 września 2009]
Przykładając się bardziej do pracy nie tracisz później czasu na polemiki z niezawolonymi czytelnikami ;)
[23 września 2009]
Zapisz się lepiej na piłkę Helduniu :)
[23 września 2009]
[23 września 2009]
Night -> Różnimy się podejściem. Ja daję 7/10 trzyminutowej piosence, sam zespół oceniam inaczej. Ty dajesz 7/10 czy ileś tam za samo skojarzenie z Interpolem :)
[23 września 2009]
[23 września 2009]
Materiał na "Skyscrapera" powstał na długo przed Interpolem, kiedy brytyjczyk Paul Banks pogrywał sobie w małych klubach w NY. Z tego wynika, że to raczej Interpol jest Paulem Banksem, a nie, że płyta Paula Banksa jest zamaskowaną kolejną płytą Interpol. Trudno więc mówić o "odcinaniu się od brzmienia macierzystej formacji" (nigdzie nie czytałem by Banks coś takiego mówił) skoro Julian Plenti to taki proto-Interpol, prawda?
[23 września 2009]
[23 września 2009]