M.Ward
Hold Time (The Album)
[Merge Records; 17 lutego 2009]
Dziś, gdy słyszę hasło „grający alternatywne country singer-songwriter”, pytam: jeszcze jeden? Namnożyło się tego tyle, że chyba już nikt uczciwie nie jest w stanie ogarnąć tych wszystkich panów z gitarą, którzy w inspiracjach wymieniają Casha, Dylana, Younga czy Drake’a. Wyobraźcie sobie, że przytłoczeni dobiegającymi ze wszystkich stron świata dźwiękami akustyków i harmonijek ustnych, nawet my wszystkiego istotnego z tej działki nie opisaliśmy, omijając np. wydany w 2006 roku świetny album M. Warda „Post War”, który polecam wszystkim fanom takich zjawisk jak: Sufjan Stevens, Calexico, Bon Iver, My Morning Jacket, Andrew Bird czy Devotchka. Gdy długo po premierze odkryłem ten lekki, acz wysoce niebanalny, różnorodny, ciepły, momentami naprawdę zachwycający album, obiecałem sobie, że następnej tak dobrej płyty M. Warda na pewno nie prześpię.
Niestety, jak na razie mogę spać spokojnie, bo wydany w tym roku materiał na tle swojego świetnego poprzednika prezentuje się blado. Nie znaczy to, co prawda, że w ogóle nie warto go przesłuchiwać. „Hold Time” wypada sprawdzić chociażby dla, co najmniej niezłych piosenek takich jak np. przebojowy, dylanowski „For Beginners” czy przywodzący na myśl „Your Blues” Destroyera, tytułowy kawałek. Klasą samą dla siebie jest na nowej płycie M. Warda zaśpiewany w duecie z cudownie zachrypniętą Lucindą Williams smętny, tradycyjny country’owy blues „Oh, Lonesome Me”. Jednak mimo kilku świetnych momentów, całościowo „Hold Time” rozczarowuje. Dobre piosenki poprzetykane są przeciętnymi, a eklektyzm, który zawsze był atutem Amerykanina sprawia, że często mamy wrażenie, że słuchamy zestawu niepasujących do siebie pod względem brzmieniowym i nastrojowym utworów. Na przykład „Outro”, będące instrumentalnym coverem słynnego „I am a Fool to Want You” słuchane oddzielnie jest nawet przyjemne, ale do całej płyty ma się tak, jak późny Sinatra do wczesnego Dylana.
Mamy więc do czynienia z kolejnym dowodem na to, że folkowych singer-songwritrów dopadł kryzys, czego w gruncie rzeczy można się było spodziewać. Obecna dekada od długiego czasu jedzie na americanie, więc zrozumiałe jest, że to dzielne konisko ledwo zipie.
Komentarze
[5 września 2009]
[4 września 2009]