Ocena: 7

Alva Noto

Xerrox Vol. 2

Okładka Alva Noto - Xerrox Vol. 2

[Raster-Noton; 26 stycznia 2009]

Raster-Noton, którego współzałożycielem jest główny bohater tego tekstu, wyrósł ostatnio na wytwórnię, której poczynania należy śledzić w pierwszej kolejności na poletku elektronicznych eksperymentów. W tym roku nakładem niemieckiej oficyny już ukazało się kilka zacnych tytułów, jak „Atavism” SND, „Liedgut” Atom™ czy efekt kooperacji Alva Noto, Ryuichi Sakamoto i Ensemble Modern zatytułowany „utp_”. Palmę pierwszeństwa nie tylko wśród nich, ale także wśród wszystkich tegorocznych wydawnictw ambientowych dzierży jednak opublikowane w styczniu nowe dziełko Carstena Nicolai.

„Xerrox”, projekt w zamierzeniu pięcioczęściowy, to próba bliższego (w przypadku Alva Noto nawet bardzo bliskiego) przyjrzenia się możliwościom jakie współczesne technologie oferują w zakresie przetwarzania i edycji dźwięków kradzionych. Nagraniom Niemca do klasyków plądrofonii jest jednak bardzo daleko, nie tylko ze względu na stylistykę i bardzo odległe od prześmiewczego podejście do źródła przedmiotu manipulacji. Noto przygląda się próbkom „pożyczonym” od Stephena O'Malleya, Ryuichi Sakamoto i Michaela Nymana przez mikroskop, wydobywając najbardziej niedostępne cechy ich struktur. Co ciekawe, w utworach wcale nie czuć typowej dla niego brutalnie matematycznej precyzji, która wręcz wyzierała chociażby z zeszłorocznego „Unitxt”. Choć metodologia pozostała w zasadzie niezmieniona, ta płyta daje wrażenie obcowania z czymś naturalnym i ciepłym. Z drugiej strony może to być nieco bardziej oczywiste, jeśli weźmie się pod uwagę, że przetwarzane były fragmenty nagrań żywych instrumentów, a nie dźwiękowych interpretacji plików graficznych.

„Xerrox vol. 2” nie jest tak rozszumiona i wypełniona elektronicznymi sprzężeniami jak część pierwsza serii, ale z pewnością jest albumem lepszym. Kompozycje ułożone ze statycznych, lewitujących wręcz w przestrzeni i starannie dobranych brzmień nie są tak bogate, ale za to niosą zdecydowanie większy ładunek emocji. Urzeka zwłaszcza otwierający płytę „Phaser Acat 1”, w którym po trzech i pół minutach pojawia się tęskny pad otaczany miękką warstwą cyfrowych zanieczyszczeń, królujący aż do końca ponad dwunastominutowego utworu. Wprowadza on w klimat przypominający nieco ostatni album Stars Of The Lid, z tą różnicą, że zdecydowanie więcej tu melancholii niż metafizyki. Za wyjątkiem „Meta Phaser”, zbudowanego w oparciu o głęboki dron, syntetyczne sprzężenia oraz potężne ilości szumu i pogłosu, taki nastrój panuje aż do wysokości „Teion”. Dopiero w końcówce płyty atmosfera się zagęszcza, zapada mrok, a w utworach pojawiają się brzmienia niemal industrialne. Choć to solidna dawka dark-ambientu, to jednak dużo lepsze wrażenie pozostawia pierwsza część albumu: „Monophaser 1” będący idealną ścieżką dźwiękową dla leniwego i deszczowego poranka (naprawdę nie wiem, skąd takie skojarzenie...), zapętlone najazdy smyczków w „Monophaser 2” oraz „Soma”.

Ciekawe, że permanentna asceza w formie ciągle idzie w parze z wysokim poziomem twórczości i produktywnością Niemca. Nie sposób nie wspomnieć także o analogicznie minimalistycznej i ciekawej oprawie graficznej, nie tylko tego, ale i wszystkich wydawnictw Raster-Noton, który bardzo stara się dbać o ich wyjątkowość również pod tym względem. Póki co, nic nie zapowiada, by ta formuła miała przestać się sprawdzać.

Mateusz Krawczyk (4 czerwca 2009)

Oceny

Mateusz Krawczyk: 7/10
Łukasz Błaszczyk: 7/10
Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 5 ocen: 5,4/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także