Alela Diane
To Be Still
[Rough Trade; 17 lutego 2009]
She was always walking, singing to her footsteps. Pewnie tak, jak w jej piosence „The Ocean”, wyglądały początki kariery tej skromnej dziewczyny z Nevady, z włosami upiętymi w warkocz. Inspiracją dla niej są rodzice śpiewający w kuchni, a na europejskim tournée na gitarze i slajdzie akompaniuje jej tata. Oprócz tego, Alela Diane Menig miała szczęście przyjaźnić się od dawna z niejaką Joanną Newsom.
Choć w przeciwieństwie do swojej koleżanki nie gra na harfie, nie nosi ekscentrycznych strojów ani nie wyczynia wokalnych akrobacji, dwa lata temu Alela została muzyczną sensacją za sprawą równie skromnego w środkach albumu „The Pirate’s Gospel”. Piosenki takie jak tytułowe „The Pirate’s Gospel”, „The Rifle” czy „Clickity Click” wpadały w ucho, a opowiadane przez Alelę historie o życiu na wsi, muzyce i rodzinie miały coś w sobie. Wraz z odkryciem Nowej Dziwnej Ameryki, jej akustyczna gitara, klaśnięcia i countrowe przytupywanie przestały być obciachem.
Piratka powróciła po dwóch latach z nowym albumem. Jak zmieniła się Alela przez ten czas? Jej środki wyrazu są nadal bardzo proste: ona i jej gitara, od czasu do czasu countrowe skrzypce albo wiolonczela (singlowe „White As Diamonds”). W chórkach towarzyszą jej dwie utalentowane dziewczyny, które coraz lepiej zaczynają same radzić sobie na scenie, Mariee Sioux i Alina Harding. W „Age Old Blue” pobrzmiewa z kolei męski głos. Czyżby Tom Menig wspomagał znowu swoją małą Alelę?
W swoich utworach dalej opowiada kameralne historie, jak o zaginionych w lesie kochankach w „The Ocean”, albo kreśli hippisowskie obrazki o klifowych krajobrazach i pracy w polu („Age Old Blue”). Bluegrassowe „Dry Grass And Shadows” opowiada z kolei absurdalne senne wizje o wpatrywaniu się w rzędy równych zębów i karmieniu drzew w sadzie. Z drugiej strony, w tekstach jest więcej zdań o miłości, które Alela ujmuje odpowiednio sielsko, jak Oh your love calms my brambles/ And your hands bring me sweet lavender w „My Brambles”. Ze swoim jednostajnym rytmem i riffem gitary, ta piosenka ewoluuje niczym „All Tomorrow’s Parties” Velvet Underground. Najlepsze na płycie jest chyba „Age Old Trees”, z brzmiącą jak werbel perkusją, klaśnięciami i staccato na banjo w tle. Słychać tam z kolei echa Fleetwood Mac, których utwór „Gold Dust Woman” Alela chętnie wykonuje na żywo.
Alela pisze prosto i szczerze, a jej niski, jodłujący głos jest nadal jednym z ciekawszych na coraz bardziej zatłoczonej folkowej scenie. Ale nie ma tego daru opowiadania historii tak wciągających, jak, powiedzmy, jej dawni koledzy z trasy The Decemberists. Brak jej też umiejętności kompozycji i aranżacji, które byłyby proste w formie, a jednocześnie bardzo oryginalne, jak na przykład u Rio En Medio. Ale nie skreślajmy jej jeszcze.