Bat For Lashes
Two Suns
[Parlophone; 6 kwietnia 2009]
Natasha Khan mogłaby być współczesną wróżką. Zamiast zwiewnej szaty ma bluzę z kapturem (jak w teledysku do singla „Daniel”), a w dzieciństwie zamiast leśnych ptaków słuchała Kate Bush i Fleetwood Mac. Do zdjęć pozuje pomalowana brokatem i fantazyjnymi kolorami lub stroi się w pawie pióra.
By nagrać drugi album, Khan zaszyła się w parku narodowym Joshua Tree w północno-wschodniej Kalifornii, jedynym miejscu na świecie, gdzie rośnie drzewo Jozuego i chyba też jedynym, które tak mocno przyciągało śmietankę sceny muzycznej L.A. lat 70. Bywali tam Neil Young, Tom Waits czy The Byrds. Wokalistka z powodzeniem kontynuuje tę tradycję twórczego siedzenia w krzakach. Obok takich artystów, jak MGMT i Black Kids, a trochę wcześniej Devendry Banharta czy CocoRosie, obwołano ją awangardą ruchu hippiester – bardzo cool wnuków hipisów.
Ale oprócz łona kalifornijskiej przyrody, „Two Suns” powstawał w Nowym Jorku i Londynie pod okiem Davida Kostena. Początek współpracy tej dwójki zaowocował w 2007 r. albumem „Fur And Gold”, za który dosłownie sprzed nosa nagrodę Mercury sprzątnęli Natashy Klaxons.
„Two Suns” nie jest podobne do swojej poprzedniczki. Jednym z nowych pomysłów na album było skonstruowanie go wokół dwoistości. Gra tym motywem zaczyna się już od tytułu płyty, przez piosenki takie, jak „Moon And Moon” i „Two Planets”. Ta pierwsza, zagrana niemal w całości tylko na fortepianie, przynosi oczywiste skojarzenia z PJ Harvey, tak działa głos i minimalizm. Gdzieś w tle krążą też chyba wspomnienia tournée z Radiohead.
Druga piosenka, rozedrgana, elektroniczno-etniczna, z rytmem bębnów i przeszkadzajkami, którym towarzyszy wyklaskiwany rytm, jeszcze mocniej zwraca uwagę na samotność (I’ve seen so many planets dancing, I’ve seen so many people hiding) czy dwoistości, tym razem w osobistym kontekście (Day would not exist without a night, you shouldn’t have separated from me). Podobnie jest w „Sleep Alone” z poruszającym i chwytliwym refrenem Lonely, lonely lonely, my mother told me love’s a two-hearted dream. Dwoistość oznacza w tekstach Bat For Lashes przede wszystkim właśnie problemy z identyfikacją własnych uczuć, z wyborem: pójść za głosem serca czy rozumu. Gdzieś za kulisami musiało być jakieś rozstanie.
Otwierające płytę „Glass” nie mogłoby być bardziej szklane i chłodne. Głos wokalistki, o pozornie skromnej skali, ujawnia tu niezwykły zasięg, od treli sopranem do pohukiwań a la Bjork. Tekst historię o kryształowym zamku i rycerzu ze szkła o płonącym sercu. Bajkowe i przyrodnicze metafory stanowią inną dużą część tematów albumu.
Muzycznie Khan tylko raz zbliża się do pierwszej płyty – w „Sleep Alone”. Akustyczny, intymny utwór zostaje nagle rozbity motywem syntezatorów jakby wyciętym z płyty The Knife. Singlowy „Daniel”, wyznanie miłości dla bohatera „Karate Kid”, pokazuje przebojową, niemal taneczną stronę płyty, jednocześnie przywołując klimat złotych czasów filmu. Tę piosenkę mogła z powodzeniem nagrać Christine McVie. W teledysku, Khan podróżuje do obiektu swoich uczuć z dzieciństwa, stawiając czoło dziwnym stworom-drzewom.
Kolejny pomysł wokalistka pożyczyła chyba od Tori Amos i – o zgrozo! – Beyoncé Knowles. Eteryczna i skromna Khan stworzyła sobie alter ego. Złotowłosa kusicielka Pearl miała narodzić się w Nowym Jorku podczas imprezowych przebieranek. Wokalistka sama nazywa ją dramatyczną częścią swojej osobowości. Pierwsza piosenka, w której się pojawia, „Siren Song”, jest zaiste burzliwym, pełnym patosu wyznaniem, które mogły zaspiewać Kate Bush, PJ Harvey, a nawet Patti Smith. Druga, „Pearl’s Dream”, nagrana z towarzyszeniem Yeasayer, ucisza ten wybuch. Tę część płyty zamyka kameralne „Travelling Woman”, w której słychać już emancypację i chęć pójścia dalej (Hang on travelling woman, don’t sacrifice your plan).
Bat for Lashes to Natasha i przede wszystkim Natasha, muzycy grają drugoplanową rolę. Okazjonalne kolaboracje są jednak bardzo mocną stroną tej płyty. W wielu utworach gościnnie pojawiają się Yeasayer. Zamykające płytę „The Big Sleep” Khan wykonuje z kolei ze Scottem Walkerem – postacią, której chyba przedstawiać nie trzeba.
Mimo osobistego kontekstu, płyta nie jest drażniąco emocjonalna. Wokalistka kanalizuje swoje przeżycia w bajkowe, ale nie dziecinne teksty lub wymyślone postaci, jak Pearl, a potem skutecznie przetwarza je na dobre pomysły artystyczne. Ma przy tym niezwykłą fantazję. Album jest wielowarstwowy, muzycznie skomplikowany, a do tego spójny. Niektóre rozstania są dobre.
PS. Źródłem kilku sensacyjnych informacji o Bat for Lashes były contactmusic.com oraz thefader.com.