Ocena: 7

Nomo

Ghost Rock

Okładka Nomo - Ghost Rock

[Ubiquity; 17 czerwca 2008]

Bogate instrumentarium, pełne rozmachu aranżacje oraz słodko-kwaśne, nietuzinkowe melodie nasączone głębokim groovem, to idealny lek dla wszystkich tych, których dopadła indie-rockowa nerwica i brak entuzjazmu wobec (od)twórczych poczynań kolejnych wymuskanych chłopców od sześciu strun. W ramach antidotum sprowadzamy muzyczne posiłki, które nadciągają z Detroit. Dziewięciu instrumentalistów, którzy przy pomocy saksofonu, trąbki, perkusji, gitary czy konga, rozmasowują dusze, przyśpieszają obieg krwi w organizmie oraz przywracają sprężystość myślenia, potrzebują do tych zabiegów niewiele ponad 50 minut. Przy okazji łączą przyjemne z pożytecznym. Przypominają o amerykańskiej, jazzowej tradycji, funkowym ogniu i namiętności, a także zachęcają do dalszego zgłębiania fascynującej dyskografii Feli Kutiego oraz poznawania afro-beatu. Muzyczna psychoterapia, poparta wiedzą. Tego było nam trzeba i chyba właśnie trafiliśmy pod właściwy adres.

Kompozycje zawarte na „Ghost Rock”, oblepione sokiem z pomarańczy, poprzekładane plasterkami cytryny, z dużą zawartością wyrazistego miąższu pochodzącego od czerwonych grejpfrutów, skłaniają do ciągłego przeżuwania i smakowania poszczególnych fragmentów. Nawet elektroniczno-eksperymentalne zapędy Nomo odnoszą się do tych kraut-rockowych klasyków, którzy składali hołd zdrowej przecież witaminie C. W „Last Beat” czy „My Dear” roznoszą się co prawda tajemnicze opary, które wywołują szeroki uśmiech i niczym zmysłowe pocałunki, zwiększają wydzielanie się endorfin. Ale nie obcujemy z żadną z wesołych i kolorowych ekip, dowodzonych przez George’a Clintona (Funkadelic, Parliament), więc o stosowanie niedozwolonych środków dopingujących raczej nie można ich podejrzewać. Jest za to kunszt, odpowiednie wyczucie i budzące podziw umiejętności poszczególnych muzyków; w tym liderów - saksofonisty, Elliota Bergmana oraz Erika Halla, którego perkusyjne zagrywki wprawiają słuchacza w subtelny i błogi trans. Nagromadzenie licznych środków wyrazu nie wpływa jednak negatywnie na odbiór całości, gdyż Nomo aplikują dźwiękowe proteiny w rozsądnych dawkach, jednocześnie tak, by starczyło dla każdego.

Tym, którym będzie jednak mało, pozostaje sprawdzić tegoroczną wspólną propozycję Jimiego Tenora i grupy Kabu Kabu, o której niedawno pisał i którą rekomendował Piotr Szwed. Warto czekać także na wiosenny powiew dźwięków z kalifornijskiej wytwórni Ubiquity. Kolejna płyta Nomo, zatopiona w słonecznym żarze, już w drodze. Czy będzie jeszcze bardziej dojrzała? Trudno powiedzieć. Ale wygląda na to, że na brak witamin nie będziemy w tym roku narzekać.

Piotr Wojdat (18 marca 2009)

Oceny

Piotr Wojdat: 7/10
Łukasz Błaszczyk: 7/10
Średnia z 2 ocen: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także