Kamp!
Thales One [EP]
[Brennnessel; 3 lutego 2009]
Polski przemysł muzyczny stara się niwelować dystans cywilizacyjny związany z opóźnioną reakcją na trendy w szeroko pojętej muzyce około niezależnej. I tak w ciągu ostatnich paru lat (tak nieco uogólniając): doczekaliśmy się już wielu płyt z kręgu gitarowego indie pop/rocka, czegoś na kształt freak-folku czy nawet post punku, mamy swoją reprezentację singer/songwriterską, porządnych przedstawicieli muzyki ambientalnej, w tym co najmniej jednego na światowym poziomie oraz naprawdę bogatą scenę post rockową, a o poziomie rodzimego jazzu, hip hopu czy elektro-popu po raz kolejny nie wypada już wspominać. W końcu doczekaliśmy się również wykonawcy więcej niż przyzwoitego, sprawdzającego się w warunkach studyjnych, jak i „na żywo”, jeśli chodzi o tematykę stricte klubową.
Łódzko-wrocławski kolektyw Kamp! po serii udanych live-actów w różnych miejscach w naszym kraju w roku ubiegłym, na początku 2009 postanowił rozszerzyć działalność: chłopaki założyli net-label, którego póki co najciekawszą pozycją jest ich pierwsze, oficjalne wydawnictwo „Thales One”. Na tę niepozorną EP-kę składają się zaledwie cztery kawałki oraz remix jednego z nich i, jak się okazało, raptem niecałe 20 minut w zupełności wystarczyło, by Kamp! uznać za jedną z największych, rodzimych nadziei muzyki elektronicznej końca tej dekady. Nawet słusznie zresztą, choć pojawiający się gdzieniegdzie hurraoptymizm jest odrobinę na wyrost, zważywszy na to, że póki co mamy do czynienia z wykonawcą głównie koncertowym i jego jedną, króciuteńką EP-ką. Niemniej Kamp! imponuje luzackim podejściem do tematu klubowej elektroniki, puszcza oko w stronę absolutnych klasyków gatunku spod znaku Kraftwerk, fajnie przetwarza elektro-popowe motywy z lat 80. (kłania się choćby New Order), sensownie bawi się IDM-ową stylistyką, a przy tym wszystkim grupa na żywo wypada naprawdę efektownie, więc sprawdzajcie, czy przypadkiem Kamp! nie planują odwiedzin w Waszym mieście. Chłopakom należą się także ciepłe słowa za jeszcze jedną kwestię. Podczas gdy na Zachodzie szeroko pojęta muzyka elektroniczna doczekała się już niemalże instytucjonalnego statusu, u nas ciągle ambitniejsze, czysto elektroniczne brzmienia to ciągle rzecz raczej undergroundowa, doskonale znana głównie bywalcom odpowiednich miejsc w kilku polskich miastach, na bieżąco śledzących clubbingową mapę kraju i parę portali, dających się policzyć na palcach jednej ręki. Działalność Kamp! stanowi żywy dowód na to, że naprawdę niewiele trzeba, aby ze swojego zacnego podziemia wyjść trochę do ludzi, nie zdradzając przy tym żadnych ideałów i zarazem nieźle się bawić, oferując także innym rozrywkę na europejskim poziomie.
Komentarze
[9 marca 2009]
[9 marca 2009]
nie wydaje mi się, żeby Kamp! byli zespołem stadionowym, w ogóle ujmowanie ich w kategoriach zespołu jest raczej niefortunne, co najlepiej pokazują ich live-acty na żywo. muzyka klubowa nie jest być może też zbyt najtrafniejszych określeniem, ale termin nowe brzmienia jest już byt obszerny
->Pudlarkiewicz
dobry polski electro pop? Loco Star nagrali jak dla mnie polską płytę roku 2008, Oszibarack jest przecież bardzo sensowny - dwa zeszłoroczne przykłady
[5 marca 2009]
[5 marca 2009]
[5 marca 2009]
Bądć co bądź to dobry poziom. Eldo i Ostr tekstami miotą. wiadomo, że nie zawsze bo są trochę monotematyczni i popadają w autoplagiat jednak parę perełek jest
[5 marca 2009]
Pytam o przyklady tych dobrych uniwersalnie zespolow, bo warto byloby je poznac.
[4 marca 2009]
I to nawet nie chodzi o to, że się może ktoś z nich nie podobać Tobie czy co, tylko to naprawdę jest jak na Polskę dobry poziom
[4 marca 2009]
[4 marca 2009]
Bo słabe to jest wg mnie, klasyczny przykład syndromu o nazwie "jak na polskie warunki".
[3 marca 2009]
[3 marca 2009]
[3 marca 2009]