Ocena: 7

Malajube

Labyrinthes

Okładka Malajube - Labyrinthes

[Dare to Care; 10 lutego 2009]

Co łączy zgrzytliwy i energiczny power-pop z Kanadą i śpiewaniem po francusku? Wbrew pozorom dużo, ale odpowiedź i tak jest prosta, bo śledzącym na bieżąco bogatą kanadyjską scenę indie-rockową odpowiedź nasuwa się sama – to zespół Malajube, który właśnie wydał swoją trzecią płytę. Znajdziemy na niej to, co tak dobrze brzmiało na dwóch poprzednich albumach, czyli dobre gitarowe granie urozmaicone dobrymi melodiami, o których panowie z Malajube nie zapominają. Należy też podkreślić, że panowie nie popadają z tymi melodiami w przesadny kicz i sztampę, co ostatnio zdarza się w muzyce tak często. Nie da się ukryć, że pomysły zawarte na „Labyrinthes” urzekają tym nieokreślonym uczuciem smutku i melancholii, która ujawnia się szczególnie we fragmentach balladowych, jak i radości a nawet wściekłości, którą reprezentuje potężne „333” i jazgotliwe „Christobald”. Można mieć pewne wątpliwości co do zapędów eksperymentatorskich tych panów z Montrealu, ale takie musi być prawdziwe indie – nieprzejednane, nieprzeniknione, nieprzewidywalne, nietuzinkowe, niedziela i niejadki.

(Angelofindie23, hejka.net/ymca)

komentarze:

masterofindie, 11.02.09, 12:38

świetny tekst ANgel, płytę muszę wkrótce sprawdzić, chociaż nie wiem jak znajdę czas

***

Nie usłyszycie o nich w MTV2. Ja sama wpadłam na nich przez przypadek – aczkolwiek oglądając fajne teledyski na youtube. W pewnym momencie, szczególnie urzekł mnie animowany teledysk o pewnych erotycznych, jak się domyślałam, podtekstach. Estetycznie był super, więc postanowiłam zapoznać się z twórczością tego zespołu bliżej. Mam na myśli oczywiście zespół Malajube. Teledysk to był do singla z ich poprzedniej płyty, a tymczasem wyszła nowa płyta nazywająca się „Labyrinthes” i ją właśnie chciałam zrecenzować. Co trzeba napisać – nie jest już tak chwytliwa jak poprzednia, ale muszę przyznać, że po kilku przesłuchaniach zaczęła mnie wciągać. Na początku smutne „Ursuline”, czy słodki przerywnik „Hérésie”, ale potem już po kolei wszystkie piosenki, może poza tymi bardziej hałaśliwymi mi się podobały. Teraz w zależności od humoru słucham różnych piosenek, a kończy się ostatecznie słuchaniem całego albumu, który w ciągu swojego trwania bardzo targa emocjami i nie pozwala być obojętnym, a kiedy się kończy mam ochotę na włączenie „Labyrinthes” od początku. Ostrzegam – to wciąga. Wszystko tu brzmi świeżo, bardzo wiosennie, a nawet w klimacie letniego deszczu. Już nie mogę się doczekać wakacji w rytmie „Labyrinthes”. Ta płyta udowadnia, że muzyka po „Oracular Spectacular” wcale nie musi być nudna. A, i zapomniałam o najważniejszym, bowiem Malajube jest z Kanady (konkretnie z Montrealu), a śpiewają po francusku. Dziwne... Ale to tylko na początku może trochę irytować, a potem szybko przechodzi, tym bardziej, że muzyka jest jak najbardziej warta poznania. Nie obraziłabym się, gdyby zamiast wszechobecnego popu i komercji, właśnie taka muzyka leciała na codzień w radiach.

(Jolanta Wsiadło, jedzwafle.pl)

komenatrze:

11/02/2009 02:20 Wacław

Zgadzam się z recenzentką, że to fajna płyta, ale ja jednak wolę MGMT ^^

***

Back to 2004, Dungen miecie, a ja mówię ziomom żeby kminili gęste faktury wypełniające struktury namacalnie nakreślone przez perkmana, pamiętam jakby to było wczoraj. Teraz sam jestem dziadkiem. Ciężko jednakże nie rozchybotać spragnionego tamtych czasów serca w to i owo na sportowo, wspominając pamiętną masakrę, gdy tu się słyszy bardziej obcy, niż ten pierwszy kiedy myślicie o obcym obcy język i taką perkę, którą wysunąwszy w pewnym sensie na pierwszy plan zmiatają wszystko co słyszałem-choć-nie-chciałem ostatnio, chociaż może nie nawiązując do Tamtej, ale jednak przywodząc, no przywodząc. Albo gdy „Le tout-puissant” tuż przed drugą minutą serwuje taką gitarę, że dajcie pomarańczy. Całość sprawia, że nie wiem co się dzieje momentami, a jak wiem co się dzieje, to słodko jest jak w słynnej scenie „Tronu we krwi” Kurosawy, kiedy szukają wyjścia z lasu, wiadomo. I ja chcę więcej, bo mnie to od siedemnastu lat moczy, zczajcie ten szit. To jakby Guillemots (patos) meets The Changes (luzackość) meets New Pornographers (mass no i romantic jakby) watching Dungen (patrz wyżej, a ja pozdrawiam mamę, tatę i księdza, który przygotował mnie do bierzmowania) tańczący dookoła ognicha w ciemnym lesie przecież, antycypując przez cały ten czas, że ja nie wiem co się dzieje. To znaczy ogólnie spoko, ale trochę mi się nie zgadza wszystko, bo tam gdzie są teraz Kanadyjczycy, tamtędy dreptał i Barnes, przynajmniej jedną stopą, tą wizualną powiedzmy i dobrogitarowo-popową, bo nie można mówić, że obiema, ale on zszedł niwecząc zarazem skomlące o więcej sataników błagania. Tak więc Malajube – nie idźcie tą drogą! Tzn. tamtą, bo ta jest wporzo.

(Wieńczysław Tąchaczewski, klocki.com)

komenatrze:

czy on nie jest slodki//

–dominik696, 11/2/2009 08:52

***

Nie powiem, że nie można się było tego spodziewać. „Trompe-l'œil” to był grower jak cholera, jedna z kilku płyt, przez którą dotąd wstrzymuję się z ostrą krytyką 2006 roku. Mniej wrażliwi słyszeli tam frankofoniczną wersję zwykłego indie-rocka, ale jak pokazuje „Labyrinthes”, nie tędy wiodła droga do poprawnego odbioru poprzedniczki. Wygląda na to, że z tegorocznym albumem będzie jeszcze lepiej, albowiem Malajube dorastając, w końcu znaleźli swój pomysł na granie w dobie „końca muzyki rockowej”. A okazał się on dziecinnie prosty: pomysłowość i umiejętności. Dodajmy do tego niewiarygodny zmysł do wyważania nastrojów, a także smykałkę do ukrytych ciekawostek i gotowe. Od „Ursuline” zaczyna się korowód piosenek idealnych, i wiem co piszę. Koledzy i koleżanka nie wspomnieli chyba tylko o jednym z wielu jasnych punktów. Będę się streszczał - „Casablanca”, wraz ze wszystkimi swoimi detalami, niemal przypadkowymi pociągnięciami gitary i fantastyczną melodią, ma większość rzeczy, których szukacie w dobrej muzyce niezależnej.

(Artur Kiela, screenagers.pl)

komentarze:

gość: fajna plyta, ale przez to ze kiela pisal, nie bede mogl tego sluchac. zal mi go ehehehe.

Artur Kiela (16 lutego 2009)

Oceny

Artur Kiela: 8/10
Kasia Wolanin: 7/10
Kuba Ambrożewski: 7/10
Maciej Lisiecki: 7/10
Przemysław Nowak: 7/10
Katarzyna Walas: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Marta Słomka: 5/10
Łukasz Błaszczyk: 5/10
Średnia z 13 ocen: 6,30/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
generacja_nic
[13 kwietnia 2009]
Skusiłam się wysoką średnią z ocen, ale muszę ją zniżyć. Dla mnie: mdłe i niedorobione. Tylko "Ursuline" mi się podoba.
Gość: gbv
[8 marca 2009]
przypomina mi ta płyta "Cedars" Clearlake
Gość: krzysiek
[20 lutego 2009]
Porcysowata cokolwiek ta recenzja, ale uśmiałem się, nie powiem, zwłaszcza przypomniawszy sobie wspomnianą scenę z "Tronu we krwi". Nie patrz na Polskę, jeleniu ;)
Gość: jakby
[18 lutego 2009]
http://www.daretocarerecords.com/daretocarerecords.php?langue=en
Gość: porcyfil
[18 lutego 2009]
to ta płyta już wyszła???
artur k
[16 lutego 2009]
Czy ja wiem. Jest niby jakieś podobieństwo w brzmieniu, ale te piosenki są u podstaw zupełnie inne. "Pate Filo" to taki masywny power-pop, na dodatek będący zupełnie "autonomiczną" piosenką. "7/4 Shoreline" nie dość, że jest lżejsze (i bardziej niekontrolowane zarazem), to jeszcze jak każdy kawałek Broken Social Scene stanowi raczej część całości, jaką jest album. Tak to widzę.
pszemcio
[16 lutego 2009]
ok, jeśli tylko ja słyszę w tym co poniżej wspólny mianownik, uznajcie mnie za głuchego:

http://www.youtube.com/watch?v=2t6zmTDzSRk

http://www.youtube.com/watch?v=Uev2J_cBHjQ


Gość: nadzieja_matką_twą
[16 lutego 2009]
Na Tromp-L'Oeil wpływ BSS był bardzo wyraźny i to nie tylko z racji pochodzenia.
artur k
[16 lutego 2009]
Ja dalej nie słyszę podobieństwa, ale nieważne już. Jeśli szukasz czegoś jak "Pate Filo", to ten album Ci się powinien spodobać.
pszemcio
[16 lutego 2009]
niedowiarkom polecam Pate Filo z poprzedniej płyty
Gość: jedno slowo
[16 lutego 2009]
wtf?
Gość: pszemcio
[16 lutego 2009]
mi tam luźny klimat poprzedniej płyty od razu ustawiał melajube w takim kontekscie
Gość: Misiel
[16 lutego 2009]
Ale zawsze bylo super ^^! //
Katie
[16 lutego 2009]
nigdy nie było pod BSS!
artur k
[16 lutego 2009]
Noo, Pszemcio, to mnie z tropu zbiłeś, bo nigdy nie skojarzyłem żadnej ich piosenki z Broken Social Scene. Malajube tworzą jednak bardziej "zwarte" i konwencjonalne rzeczy.
pszemcio
[16 lutego 2009]
czy to nadal jest tak bardzo pod Broken social scene?
Gość: janek
[16 lutego 2009]
kurde, puszczałem to podczas pierwszej audycji z Kaśką W i Kamilem (montreal -40 - jakoś tak). Pamiętam jakby było wczoraj a to już trzy lata. Piękne chwile, pozdrawiam kochani!
Gość: gość
[16 lutego 2009]
fajna plyta, ale przez to ze kiela pisal, nie bede mogl tego sluchac. zal mi go ehehehe.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także