Paavoharju
Laulu Laakson Kukista
[Fonal; 14 maja 2008]
W przypadku niezwykłych dzieł Paavoharju stwierdzenie „pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze” nabiera niesamowicie realnego wymiaru. W muzyce Finów chodzi tylko i wyłącznie o impresję; o to, jak Ty, słuchaczu, odbierzesz ich twórczość. Opisywanie, co składa się na zawartość drugiego albumu, jest jak stąpanie po zamarzniętym jeziorze – tam, gdzie ja słyszę trzaski zapowiadające lodowatą kąpiel, Ty możesz przejść bez ryzyka, ba, jestem pewien, że podczas przesłuchiwania tych samych fragmentów możemy zamienić się miejscami. Aranżacyjne bogactwo albumu sprawia wrażenie, że łatwiej byłoby zauważyć czego na „Laulu Laakson Kukista” nie ma. Jak mawiał kapral O’Reilly: „Szkocka, gin, wódka. Dla Pana wygody, wszystkie w tej samej butelce”. Z drugim albumem ekipy z Savonlinna jest jak z „Yhä Hämärää” – im dłużej te dźwięki goszczą w głośnikach, tym więcej można wyłowić.
Dwa pierwsze utwory trwają cztery minuty bez czterech sekund – różnią się jednak jak biel i czerń. „Pimeankarelo” to przedziwny pastisz muzyki organowej z szeptanym zakończeniem. „Kevatrumpu” – chyba najbardziej zaskakujący w zestawie – to niemalże dyskotekowy beat, lukrowy wokal i „cymbałkowa” melodia, z niesamowicie uzależniającym czymś, coś co można nazwać refrenem.
Co dalej? Mistrzowska kompozycja z pierwszoplanowymi klawiszami, ginącymi w tle, aby za chwilę powracać na czoło peletonu. Zagrana z ograniczeniem instrumentarium pieśń kataryniarza, której głównym elementem jest melodyjny wokal, wykorzystujący niezwykłą dźwięczność języków ugrofińskich. Nadawany z dna jeziora Saimaa przerywnik przed osobliwie podniosłym „Uskallan”, którego szybki rytm i śmiech/płacz dziecka wydają się do siebie kompletnie nie pasować. Deszczowe nagranie, którego krople powodują zakłócenia w transmisji radiowego przekazu. Syreni marsz. Irytująco „przestrojony” wibrafon. Wykazujący jakieś konotacje z „Musta Katu”, gitarowy (!!!) „Tyttö Tanssii”, zawierający coś na kształt solówki. Psalm w starej romańskiej katedrze tonący w bezmiarze zimnego morza. Nienazwane szumiące outro.
Ty, słuchaczu, być może odkryjesz więcej wrażeń, być może moje impresje wydadzą Ci się kompletnym nieporozumieniem. Jakkolwiek by się nie stało, Twoje odczucia i skojarzenia stanowią cel powstania tej muzyki. Naprawdę unikalnej i niepowtarzalnej pod względem stylu, który urasta do rangi sztuki.