Weezer
Weezer [Red Album]
[Geffen; 3 czerwca 2008]
Zapowiadający „czerownego” Weezera „Pork and Beans” wydawał się być całkiem przyzwoitym singlem. Ograne patenty, nic wielkiego, ale da się słuchać. Co więcej, pamiętając katastrofalne „Beverly Hills” sprzed 3 lat należałoby wręcz koledżowych loserów za ten utwór pochwalić. Gorzej, że oprócz „Pork and Beans" (ledwie przyzwoitego, warto dodać) niewiele nadaje się tutaj do słuchania. Daje radę „Dreamin’”, nieco przywołujący „Keep Fishin’” oraz klimat Weezera z połowy lat 90. – chyba najlepszy utwór na płycie. Od biedy obleci „Thought I Knew”, śpiewany przez Briana Bella (beat na początku, prawie jak Magnetic Fields). I to by było na tyle.
Reszta jest słaba albo bardzo słaba. Otwierający „Troublemaker” w zwrotkach bezczelnie żeruje na „The Good Life” z „Pinkertona”, w „The Greatest Man That Ever Lived” chłopaki starają się kombinować – pomysłów i zwrotów akcji w tym utworze jest więcej niż na reszcie płyty, ale co z tego, skoro totalnie nie trzyma się to kupy; totalny bałagan. To było słabe, teraz poziom chodnikowy – dwie linijki wyżej zespół został pochwalony za chęć rozszerzenia mocno wyświechtanej już formuły. Niestety, inny eksperyment w „Everybody Get Dangerous” zaowocował powstaniem czegoś, co Andrzej Buda zwykł nazywać rap-metalem: jakieś skandowanie, rwane, pseudo-funkujące riffy i skrecze, pasujące do geekowego zespołu jak pięść do nosa. Koszmar. „Heart Songs” (brzmi jak najgorsze utwory Sugar Ray) i utwór ostatni to tak przerażające smucenie, że aż trudno dotrwać do końca.
Czyli, co zresztą nietrudno było przewidzieć, „czerwony” to mniej więcej taka sama słabizna, jaką zespół serwuje po wydaniu „Pinkertona”. Weezer to grupa absolutnie - przepraszam za wyrażenie - nierelewantna do rzeczywistości roku 2008. Rivers od 10 lat nie może znaleźć pomysłu co zrobić z zespołem „po studiach”, i efekty są widoczne – miotanie się między ckliwymi pioseneczkami typu „Island in the Sun” a ciężkawym butt-rockiem a la „We Are All On Drugs” nuży już chyba wszystkich, a urozmaicanie brzmienia w inny sposób zbyt często kończy się katastrofą. Szacunek za próby, ale niestety szkoda czasu.