Ocena: 4

Foals

Antidotes

Okładka Foals - Antidotes

[Transgressive Records; 24 marca 2008]

Jestem jeszcze chyba zdecydowanie za młoda, żeby chciało mi się perorować na temat entropii dance-punku, a i on sam przecież niedawno wydawał pierwsze ożywcze krzyki w powijakach. Obecnie jawi się nam już jako nastolatek urokliwy, acz lekko rozwydrzony, jednakże wciąż ambitny i w pełni świadom istoty funkcji przez siebie pełnionych. W dodatku chłopiec z niego nieziemsko cierpliwy, łaskawie znoszący szydercze pomruki przeróżnych ciotek modnych, co to wraz ze swymi późnymi echami zakrzykują, że one go własną piersią wykarmiły, podczas gdy on (bezczelny!) teraz puszcza się i łajdaczy zupełnie bezwstydnie. Takie są prawa młodości moi drodzy, live fast, die young. Pomimo że pewna spuścizna zdewaluowała się bezsprzecznie, to pogłoski o śmierci naszego zabawowego młodziaka są z pewnością mocno przesadzone, a ja wciąż żywię niewzruszone przekonanie, że owa prywatna krzątanina wokół własnego, rozdmuchanego do niebotycznych rozmiarów ego, wreszcie się skończy. Wróci artyzm, doznania, myśl ostra, gwałtowna. Jeśli nie, nie będę ja się do tego mieszać. Niech kona! Tymczasem wypatrujmy uważnie, jednocześnie nie dając się zwieść chytrze uknutemu spiskowi, który ma nam wmówić, że to właśnie Foals z misją przez Boga zostali przysłani, żeby zbawić dance-punk. Bo nic z tych rzeczy i nic bardziej mylnego. Ja panów z Oxfordu potraktuję identycznie, jak i oni nas , słuchaczy, potraktowali, czyli bez nadmiernej ekscytacji, zarówno tej na tak i na nie. Jeden z moich ulubionych bohaterów literackich powiedziałby najpewniej , że ta odpowiedź nic nie znaczy, nie wytrzymuje analizy intelektualnej. Jest typową odpowiedzią konwencjonalną, a on przecież jest człowiekiem myślącym głębiej. Jeżeli mamy dyskutować, to musimy sięgnąć do imponderabiliów. Okej. Racja. Więc sięgamy.

Nie wiem, czy to można nazwać grzechem, bo prawo takie jeszcze nie powstało i szanse na powstanie ma mniejsze niż koalicja POPiS, jednakże nieodparte wrażenie, że członkowie Foals żadnej płyty Talking Heads albo chociażby Out Hud, w życiu w ręce nie mieli, rzuca dość nieprzyjemny cień na twórczość brytyjskiego zespołu. Z jednej strony można by stwierdzić, że taka ignorancja daje wspaniałą szansę na stworzenie muzyki wolnej od anachronizmów ówczesnego odczuwania (sami o sobie mówią przecież, jako o prekursorach nowego gatunku muzycznego – snob rocka – cokolwiek miałoby to oznaczać). Z drugiej strony jednak widzimy wyraźnie, że szansy tej nie wykorzystali, bo „Antidotes” to raczej jakiś złowrogi przypadek szyderczo przeinaczający wszelkie wielkie nadzieje z nimi wiązane. Cóż nam po wolności od schematów lat 80. i 90., skoro zamiast tego już wraz z openerem „French Open” dostajemy w twarz jakąś pokrętną hipersyntezą melodii w stylu: Bloc Party gra M83. (Żeby było jasne, do obu tych zespołów niechęci nie czuję.) Co więcej, czapki z głów dla tych, których nie ogarnia rozdrażnienie podczas słuchania „Cassius” (brzmiącego, swoją drogą, jak przez głuchego podsłuchany i nieudolnie odtworzony z pamięci „Elvis” These New Puritans), święcie utwierdzającego mnie w przekonaniu, że warstwa liryczna mocną strona Foals nie będzie – aj, boski Apollo na pewno w tym palców nie maczał. Każdy kolejny utwór na płycie powiela pewien z góry ustalony schemat - katuje nas (bezlitośnie) powtarzającą się w nieskończoność frazą dźwiękową, przechodząc w ten oto sposób z planu pierwszego w najdalszy z backgroundów, jako że tylko w postaci muzyki tła, „Antidotes” nie zmusza słuchacza do nerwowego spoglądania na zegarek w oczekiwaniu na nie mający nigdy nadejść punkt kulminacyjny. Skoro więc ani rozwlekle monotonna, niezbyt zróżnicowana muzyka, ani ograniczone do minimum teksty nie olśniewają, to po co się męczyć? Długo szukałam sensownej odpowiedzi na to pytanie, i Bóg mi świadkiem, że znaleźć ją chciałam, jednak do głowy przyszło mi tylko jedno dość irracjonalne wytłumaczenie. Potraktujmy „Antidotes” jako parabolę, coś na kształt „Foals a sprawa wielkomiejskich hipsterni”. Nuda, spleen, szarość i niekwestionowany overhype.

Katarzyna Walas (21 kwietnia 2008)

Oceny

Maciej Lisiecki: 6/10
Przemysław Nowak: 5/10
Artur Kiela: 4/10
Katarzyna Walas: 4/10
Kuba Ambrożewski: 4/10
Średnia z 15 ocen: 6,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: abc
[25 czerwca 2010]
nie zgadzam sie w recenzji z ani jednym slowem. Szanse swoja chyba jednak wykorzystali. Ciekawe skad wzielas te "nadzieje" zwiazane z antidotes?
"pokretna hipersynteza" - dostajesz nia w twarz? ....samo to wyrazenie, mysle., mowi o czyms.
ech, nie lubie ludzie takich recenzji.....czuje, ze sa na sile:(

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także