Ocena: 4

The Teenagers

Reality Check

Okładka The Teenagers - Reality Check

[Beggars XL; 18 marca 2008]

Słuchanie debiutanckiego krążka The Teenagers to jak grzebanie w uszach papierem ściernym. To boli. Co nie oznacza, że zawartość „Reality Check” nie może się momentami podobać. Nie żeby ból sprawiał mi przyjemność. To raczej akt sobolewszczyzny, próba pochylenia się nad dziełem trójki dwudziestoparoletnich paryżan w celu oddzielenia ziarna od plew, perwersyjna próba zrozumienia zachwytów krytyki nad płytą nie tyle miałką, co po prostu monotonną i nudną.

Ok, ale postaram się, spróbuję.

Jak zgodnie przyznają muzycy formacji, których personalia są zupełnie nieistotne, „Reality Check” to owoc nudy i alkoholu, żart, który zaczął żyć własnym życiem z chwilą upublicznienia pierwszych utworów (bodajże „Fuck Nicole”) w internecie. I faktycznie trudno motoryczny synth-pop Nastolatków brać poważnie, choć trudno jednocześnie zbagatelizować przekaz „Starlett Johanson” czy „Homecoming” i zawartą w nich swoistą krytykę współczesnego świata zdominowanego przez, odpowiednio, kult sławy i hedonizm. Sympatyczna żonglerka celebrytami w „Starlett Johansson”, podlana słodziutkim klaxonowym trójgłosem, jak i ironiczna zabawa artefaktami zglobalizowanej młodzieży w „Homecoming”, wsparta zaraźliwą, nieco leniwą zagrywką gitary, sugerują wyraźnie, że autorzy powyższych songów reprezentują pewien poziom inteligencji i aranżacyjnego zmysłu. Niestety, co można wziąć z początku za oczytanie w plotkarskich serwisach (pozdrawiam czytelników Pudelka) okazuje się być ograniczeniem horyzontów, a dosadność tekstów należy rozumieć nie jako wzmacniającą przekaz stylizację, ale kalkulację obliczoną na szybki sukces (opisany zresztą w „Feeling Better”) według odwiecznej recepty marketingowców, sex sells. Ponadto, wulgarność tekstów odbiera piosenkom potencjalny czar, odciągając zarazem uwagę od stricte muzycznych patentów jak spoglądające na mistrzów new romantic partie klawiszy (choćby „French Kiss”) czy zmyślne operowanie chórkami i partiami mówionymi („Streets of Paris”). Ale już natrętne melorecytacje ewokujące Barry’ego White’a („Sunset Beach”) i eksploatujące ślepą wiarę w moc francuskiego akcentu (ponownie „Sunset Beach”) działają po prostu na nerwy.

Wypadkowa powyższych czynników skutkuje albumem aż zaskakująco jednorazowym, filth-popem, jak chcą niektórzy krytycy, o wyjątkowo krótkim terminie spożycia. Paradoksalnie debiutancki longplay The Teenagers jest więc zarazem ich opus magnum (podobnie jak w przypadku brazylijskiego CSS – ktoś jeszcze pamięta?), który należy rozumieć jako dzieło koncepcyjne, eksplorujące okres młodzieńczej, karykaturalnie przewlekłej, bo rozciągniętej do granic nieprzyzwoitości, beztroski w XXI wieku. No bo przecież jak daleko można pójść z TAKĄ nazwą?

Maciej Lisiecki (11 kwietnia 2008)

Oceny

Marta Słomka: 3/10
Katarzyna Walas: 2/10
Krzysiek Kwiatkowski: 2/10
Średnia z 4 ocen: 3,25/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Ja
[16 lutego 2017]
Co do cholerny, to przecież świetna płyta

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także