Ocena: 7

Diebold

Listen To My Heartbeast

Okładka Diebold - Listen To My Heartbeast

[Bangor; 29 stycznia 2008]

Już na wstępie mają przechlapane. Jak bowiem pisać wyłącznie o samym przedsięwzięciu, skoro członkowie Diebold wchodzą w skład GY!BE oraz A Silver Mt. Zion. Siłą rzeczy muszą pojawić się jakieś porównania czy skojarzenia. Skrzypaczka Sophie Trudeau i gitarzysta Ian Ilavsky jednakże w znacznym stopniu odeszli od post-rockowego etosu, przynajmniej takiego, jak prezentowały wyżej wymienione zespoły. Nie ma więc sensu konfrontować tych dwóch odmiennych muzycznych bajek.

Wszyscy ci, którzy oczekują monumentalnych utworów, srodze się rozczarują. „Listen To My Heartbeast” porywa przede wszystkim prostotą sprzężoną z brudnym brzmieniem. Słuchając tego krążka ma się nieodparte wrażenie, że inny duet, The White Stripes, to tandem absolutnie pozbawiony pomysłów, jak i talentu. Kooperacja na linii bas – perkusja wypada bardzo udanie. Oba instrumenty nie przeszkadzają sobie, a znacząco się dopełniają. Perkusja jest bardziej schowana, lecz pełni jednocześnie funkcję „szarej eminencji”, czuwającej nad odpowiednim rytmem. Nikt tu się nie sili na schlebianie gustom tudzież operowanie melodią. Trudeau razem z Ilavskym poprzez stonerowsko-noisowe wariacje kreują kawał porządnego, instrumentalnego rocka. Co ważne, nie jest to stoner pustynny, charakterystyczny dla większości bandów pałających się taką stylistyką. Generalnie bas nie ma nawet okazji zbytnio się rozpędzić, żeby podążyć w ambiofoniczne rejony. Nad całością czuwają wszędobylskie drony, które – co już naprawdę przedziwne – strzegą, aby poszczególne piosenki za bardzo się nie rozłaziły. Innymi słowy – okiełznują hałas. Doprawdy, sztuka niesłychana.

Elementem, który nieco psuje odbiór „Listen To My Heartbeast”, jest podskórne uczucie co do przemijalności samego projektu. Właśnie, projektu. Eksperymentowanie na boku wiąże się najczęściej z pewnym rozluźnieniem, poczuciem swobody, wreszcie potrzebą wyeksponowania własnych muzycznych pragnień. Z tego względu Diebold nie ociera się nawet przez moment o geniusz. To wykrztuszenie wszystkich, nawet najdziwniejszych pomysłów, które zapewne tkwiły się w głowach Sophie & Iana przez dłuższy okres. Mając wolność w zasięgu ręki trudno wyzbyć się zahamowań; tym samym prowadzi się aborcję na zmyśle muzycznym potrafiącym odpowiednio stonować i wysublimować materiał oraz zadbać o przyszły rozwój. Pomimo tego w kategorii „ekstrawagancja bez potrzeby wybitności”, Diebold zajmuje czołowe miejsce. I chyba o to chodziło.

Krzysiek Kwiatkowski (4 kwietnia 2008)

Oceny

Przemysław Nowak: 6/10
Średnia z 2 ocen: 5,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także