Ocena: 5

The Coral

Roots And Echoes

Okładka The Coral - Roots And Echoes

[Deltasonic; 6 sierpnia 2007]

Jeśli porównać The Coral do innych indie-rockowych kapel, o których debiutach było głośno w okolicy 2002-2003 roku i z którymi wielu wiązało poważne nadzieje, to sytuacja liverpoolczyków przedstawia się naprawdę rewelacyjnie; nie rozpadli się, nie nagrali żadnej koszmarnej płyty, nie zmienili się we własną parodię ani w groteskowe pośmiewisko brytyjskich tabloidów. Na tym jednak zamyka się lista ostatnich „osiągnięć” kolektywu prowadzonego przez Jamesa Skelly’ego. O ile bowiem z cech takich jak solidność, przewidywalność, rzetelność może być dumny każdy stolarz czy też szewc, o tyle średnio efektownie prezentują się one w kontekście osób parających się tworzeniem muzyki. Niestety „Roots and Echoes” pokazuje, że autorzy jednych z najlepszych piosenek początków obecnej dekady, dalej konsekwentnie strugają zgrabne, do bólu przewidywalne trzyminutówki, które brzmią fenomenalnie, ale tylko wówczas, gdy słyszy się je wplecione pomiędzy złote przeboje, podczas zakupów w supermarkecie (tak, tak, można w takim miejscu usłyszeć „Jacqueline” i „Who’s Gonna Find Me”).

Co prawda w stosunku do poprzedniego „Invisible Invasion” można zauważyć lekki progres, który najzagorzalsi ultrasi The Coral już zdążyli okrzyknąć odrodzeniem, ale ekscytować się nim mogą chyba tylko osoby ślepe na naprawdę pokaźną dawkę świeżej muzyki, ciekawie flirtującej z klasyką popu lat sześćdziesiątych. Jeśli więc przesłuchaliście już Akron/Family, nowego Devendrę czy „Hey Venus”, to „Roots and Echoes” też możecie. Zachwycić nie zachwyci, ale i przesadnie nie rozczaruje, bowiem wciąż przecież obcujemy z twórczością nieco wyrośniętych „genialnych dzieciaków”, których nikt nie musi uczyć jak w miarę ciekawy sposób połączyć psychodelię Syda Barretta czy Jefferson Airplane z beatlesowską delikatnością. The Coral nie zostaną już „Arturem Rimbaudem popu lat zerowych” (mieliby szansę na taką opinię, gdyby zrezygnowali z muzykowania po pierwszej, ewentualnie po dwóch pierwszych płytach), ale cały czas wierzę, że mogą zwyczajnie nagrać kilka naprawdę poruszających piosenek. Po prostu muszą odnaleźć „to coś”, decydujące o klasie „Don’t Think You’re The First” czy „Dreaming Of You”. Wówczas znów będą zespołem „na piątkę” w skali szkolnej, w 2007 roku znów zasłużyli tylko na tę niewdzięczną - screenagersową.

Piotr Szwed (20 grudnia 2007)

Oceny

Kuba Ambrożewski: 6/10
Przemysław Nowak: 6/10
Piotr Szwed: 5/10
Kasia Wolanin: 4/10
Średnia z 15 ocen: 6,6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także