Ocena: 7

Electrelane

No Shouts, No Calls

Okładka Electrelane - No Shouts, No Calls

[Too Pure; 16 kwietnia 2007]

Nieładnie jest się dopieprzać do cudzych tekstów, ale jak się czyta w opisie płyty: „jakby lekki wpływ grup w rodzaju Coldplay i Keane”, to kretyńskie argumenty o zakazie obnoszenia się po mieście z obrazkami wiadomego liścia nie wydają się takie idiotyczne. Drugim wytłumaczeniem może być fakt zwykłego opierd...nia się w robocie. Trzecim, zwyczajny brak pojęcia o temacie. Mógłbym napisać zajawkę artykułu o teorii wszechświatów równoległych i też by mi wyszło: „pozycja zaskakująco dojrzała i jednocześnie urokliwa". To wszystko kasuje jednak: „eklektycmu”, (sic!) „EKLEKTYCMU”. Swoją drogą dobrze (dla Nich, kimkolwiek są), że nie podpisują się pod tymi „opiniami". Okażę miłosierdzie i nie powiem gdzie powstają takie teksty, ale jeśli chcecie kupić „No Shouts, No Calls”, korzystajcie z zagranicznych sklepów internetowych. Niech się nauczą.

Najkrócej - lubicie Electrelane - polubicie „No Shouts, No Calls”. Dziewczyny nie serwują jedynie instrumentalnych odjazdów rodem z „Axes”, ale nowy album nie jest także prostym rozwinięciem stylistyki „The Power Out”. Jako całość na pewno najbardziej chwytliwy z dotychczasowych albumów, fragmentami nawet zaskakująco chwytliwy. Patent z melodią dzieloną pół na pół pomiędzy perkusję-tamburyn i banjo, plus do-do-do, we're like fish in the sea and I thought you were the one for me w „Cut And Run” wyszedł genialnie. Obok singlowego, „kolejowego”, „z Gdańskiem w tle” „To The East”, przedostatni utwór brzmi najbardziej przebojowo. W rzeczonym „To The East” ciekawie zgrano liryki z rytmiką, chyba zgodnie z założeniem wyszła impresja podróży, raz zwalniającym, raz pędzącym pociągiem dalekobieżnym.

Większość piosenek prowadzi łatwo zapamiętywalny motyw przewodni, przy czym nie można mówić o złagodzeniu brzmienia czy upraszczaniu stylistyki przez zespół. Główne role w „Tram 21” grajś bas i organy, „After The Call” prowadzi agresywna, powoli rozwijająca się partia gitarowa, atut „Saturday” to z kolei spajający udział pianina. To, że Electrelane świetnie wypadają w instrumentalnych numerach znakomicie udowadnia „Five”. Żonglerka tempem, firmowe wykorzystanie gitar oraz pojawiające się około trzeciej minuty jako zastępstwo chórku, wsamplowane śpiewy kibiców piłkarskich, tworzą utwór, który obok „Between The Wolf And The Dog” klimatem najbardziej przypomina eksperymentalny „Axes”. Kończący „The Lighthouse” to kolejna zabawa rytmem i dominującą partią instrumentów klawiszowych - niepokojąco urywa się w miejscu kiedy oczekuje się kolejnego rozwinięcia.

„No Shouts, No Calls” wydaje się najbardziej przemyślanym dziełem Electrelane. Autorkom udało się wydobyć esencję wcześniejszych dokonań, unikając sztywnego powielenia wzorców, a zachowując formy wypracowanego stylu. Na nowym albumie osobiście brakuje mi... adaptacji cudzych liryków. Wersja „The Partisan” z „Axes”, „Oh Sombra” - wiersz Juana Boscána Almogavera czy śpiewany fragment „Die fröhliche Wissenschaft” jako „This Deed” na „The Power Out”, stanowiły dodatkową atrakcję poprzednich płyt Electrelane. Szkoda, że tym razem nie doczekaliśmy się bardziej urozmaiconego pod względem lingwistycznym albumu. Nie ma jednak co narzekać, grupa z Brighton nie opuszczając swojej specyficznej niszy, konsekwentnie buduje markę. Czwarta, więcej niż przyzwoita płyta to obecnie rzadkie osiągnięcie, jeśli chodzi o reprezentantów Albionu. A, że kompozytorskim sukcesom dziewczyn towarzyszy stylistyczna nie-brytyjskość? No cóż, oby tak dalej...

Witek Wierzchowski (25 czerwca 2007)

Oceny

Witek Wierzchowski: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Piotr Szwed: 5/10
Przemysław Nowak: 5/10
Średnia z 12 ocen: 6,83/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także