The Eternals
Heavy International
[Aesthetics; 12 lutego 2007]
Eksperymentować z zachowaniem zdrowego rozsądku - tak, aby struktura piosenki nie była zachwiana ani zwichrowana - to nie lada sztuka. To także rzadkość, dlatego oryginalnych zjawisk w gitarowym światku mamy obecnie jak na lekarstwo. Cieszmy się, że The Eternals to chicagowska formacja, bo jak wiemy pochodzenie zobowiązuje. Podobnie jak Tortoise, odwołują się do różnych stylistyk, tyle, że w ostatecznych rozrachunku autorzy „Heavy International” kreślą stosunkowo konwencjonalne konstrukcje. Konstrukcje, które robią naprawdę duże wrażenie, a jednocześnie nie przerażają swoim rozmachem.
Stylistyczna rozpiętość trzeciego longplaya Amerykanów przy pierwszych przesłuchaniach wydaje się nie do ogarnięcia, pod warunkiem, że nosimy się z zamiarem rozkładania twórczości na czynniki pierwsze. Na pewno słyszalne są echa funku, bardziej skierowane w stronę Funkadelic niż Sly And The Family Stone, mamy także coś z Herbiego Hancocka ery fusion czy Milesa Davisa z okresu „On The Corner” („Scorpion”). Kompozycje odznaczają się dubową pulsacją, a do głowy przychodzą też bardziej nieoczywiste skojarzenia. „The Mix Is So Bizarre” sprawia wrażenie, jakbyśmy słuchali The Ex, którym ktoś wybił z głowy tendencje do hałasowania, zamieniając na inspiracje muzyką jamajską. „Too Many People” rozsadza niemal punkowa energia, a zupełnie fantastyczne „The Origin Of The Heatray” mogłoby podratować nienajlepszą, po ostatnich artystycznych wybrykach, reputację DJa Shadowa.
U The Eternals zauważalny jest wyraźny progres. Pierwszy album można uznać jedynie za rozeznanie własnych sił, trening przed ważnymi zawodami. „Rawar Style” było już całkiem imponującym skokiem w dal, a „Heavy International”, jak dobrze pójdzie, może okazać się przedsmakiem czegoś naprawdę wielkiego. Pamiętajmy, że chicagowskie ekipy należą do szczególnie odważnych. Panowie z The Eternals na strachliwych też nie wyglądają. Chyba zdają sobie sprawę, że pochodzenie zdecydowanie zobowiązuje!