Ocena: 7

Hati vs. Z'ev

Hati vs. Z'ev #1

Okładka Hati vs. Z'ev - Hati vs. Z'ev #1

[Ars Benevola Mater; 9 marca 2006]

Doczekaliśmy czasów, w których polska muzyka zaczyna być doceniana w świecie. Co od lat nie udaje się Edycie G. czy pewnemu zespołowi z Mysłowic staje się udziałem zespołów ze sceny niezależnej. Vader i Behemoth, przedstawiciele ciemnej strony mocy, są już prawdziwymi ambasadorami nadwiślańskiej muzyki. Kapela ze Wsi Warszawa została utytułowana najlepszym folkowym zespołem Europy i więcej czasu spędza koncertując poza granicami kraju niż wewnątrz niego, a Skalpel robi furorę dzięki promocji ze strony Ninja Tune. Do tego nielicznego grona zapukał ostatnio zespół Hati, eksperymentujący z brzmieniami budowanych z odpadów przemysłowych instrumentów perkusyjnych, a czasem i dętych. Duet postanowił któregoś dnia pochwalić się swoimi dokonaniami przed słynnym Z’evem, wysyłając mu wydane własnym sumptem płyty i nagle, z zespoliku znanego w wąskich kręgach fanatyków niszowej muzyki w Polsce, stali się rozpoznawalni przez wąskie grono fanatyków niszowej muzyki w całej Europie. Jak?

Stefan Weisser (prawdziwe nazwisko Z’eva), na tyle zauroczony dźwiękami wydobywanymi przez Hati, postanowił troszkę nad nimi popracować w swoim studio. Panowie zaczęli wymieniać pliki i uwagi, czego efektem stało się 8 utworów wydanych przez włoską wytwórnię Ars Benevola Mater. Prawda, że proste? To teraz trochę o samej muzyce.

Dariusz Wojtaś i Rafał Iwański w swojej twórczości koncentrują się na brzmieniu, preferując minimalizm ponad rozbudowane aranżacje. Bazują na instrumentach akustycznych – tradycyjnych lub własnej budowy – z małym wsparciem elektroniki. Eksplorują ich dźwiękowe możliwości, tworząc transowe formy. Trans będzie tutaj słowem-kluczem. Jest bowiem tą charakterystyką muzyki Hati, którą Z’ev szczególnie rozwinął w procesie wirtualnej kolaboracji (ta nawiasem mówiąc powoli staje się współczesnym standardem w tworzeniu, że przywołam chociażby projekt Mike’a Pattona, Peeping Tom).

Płyta to efekt cyfrowych manipulacji dokonanych przez Z’eva na materiale pochodzącym z płyt duetu z Torunia. Dźwięki wydobyte przez Hati były szlifowane, rozciągane, nawarstwiane, filtrowane, sam mistrz również dodał kilka swoich. W wyniku obróbki, z pierwotnej zabawy brzmieniem powstał zimny, elektroakustyczny ambient. Coś jakby tybetańscy mnisi grający na gongach i trąbach podczas wspólnego jam session z Biosphere, gdzieś na północnych krańcach Skandynawii. Chłód, minimalizm i magia.

Poszczególne brzmienia dawkowane są oszczędnie, a jednak muzyka wydaje się bardzo gęsta. Z’ev osiągnął ten efekt pozwalając długo wybrzmiewać oryginalnym próbkom. Utwory, jak na rasowy ambient przystało, pozbawione są warstwy rytmicznej. Zamiast niej nacisk położony jest na wybrzmiewanie instrumentów, czasem cierpliwe i spokojne, a czasem agresywne i nerwowe. Niezależnie od tego z jakim animuszem poszczególne brzmienia atakują, ich dźwięk TRWA, tworząc mistyczną aurę, rozciągającą się w czasie i przestrzeni próbę gonienia nieskończoności. Charakter nagrań sprawia, iż najlepiej słucha się ich w samotności, zatapiając w muzyce i medytacji. Z drugiej strony drzwi warto zostawić adnotację: „Nie przeszkadzać”.

Mateusz Krawczyk (7 marca 2007)

Oceny

Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także