Ocena: 7

Mystery Jets

Making Dens

Okładka Mystery Jets - Making Dens

[Wea International; 6 marca 2006]

Z rodziną dobrze wychodzi się przede wszystkim na płytach. Po świetnych albumach nagranych przez rodzeństwa: The White Stripes, The Fiery Furnances, CocoRosie tę tezę potwierdzają Mystery Jets. O ile jednak współpraca brata z siostrą nie wydaje się niczym dziwnym, to sytuacja jaką tu spotykamy jest dużo ciekawsza; wokalista Blaine Harrison jest bowiem synem gitarzysty Henry'ego Harrisona. Oryginalność zespołu nie kończy się jednak na tej nietypowej współpracy. Trudna do określenia jest przede wszystkim intrygująca zawartość debiutanckiej płyty „Making Dens”. Mystery Jets nieprzypadkowo są porównywani do tak rozmaitych kapel jak British Sea Power, The Coral, Maximo Park czy nawet King Crimson, w recenzjach czytałem już i o „wpływach nowofalowych”, i o fascynacji funkiem oraz rockiem progresywnym lat siedemdziesiątych. Czy nie za dużo tego jak na jeden rozpoczynający karierę zespoł? To porównawcze szaleństwo jest jednak uzasadnione. „Making Dens” to bowiem twór wyjątkowo niejednorodny.

You can do everything you want as long as it makes sense - pierwsze słowa jakie pojawiają się na płycie można śmiało uznać za jej motto. Czy aby jednak różnorodne inspiracje, odległe od siebie stylistycznie pomysły układają się tutaj w spójną całość? Cóż, gdyby muzykom udało się w dojrzały sposób połączyć wszystkie pojawiające się na płycie historie: funk, psychodelię, punkową zadziorność oraz subtelną elektronikę pewnie „Making Dens” byłoby albumem kalibru „At The War With The Mystics”. Nie można jednak wymagać arcydzieł od żółtodziobów. Mystery Jets nie są świadomymi artystami, którzy ironicznie wykorzystują rozmaite patenty cały czas trzymając rękę na pulsie. Tu rzecz przedstawia się dużo prościej - panowie nie do końca jeszcze wiedzą, co zamierzają grać. Niewiedza ta jednak wychodzi „Making Dens” na dobre. Gdybyśmy bowiem przez całą płytę podążali scieżką wytyczoną przez cztery pierwsze kompozycje, mielibyśmy do czynienia z kolejną, wtórną, aczkolwiek sympatyczną, indie rockową płytką. Mocna „taneczna” sekcja, funkujące, przybrudzone gitary i obowiązkowa nonszalancka maniera wokalisty. Gdzieś słychać Franz Ferdinand, gdzieś The Dead 60's. Słowem, piosenki takie jak „You Can't Fool Me Dennis”, czy „Purple Prose” stanowią tylko i aż świetny materiał na alternatywne potańcówki.

Mystery Jets na szczęście okazali się niekonsekwentni; najwartościowsze na „Making Dens” są bowiem kompozycje odstające od solidnego, energetycznego początku. Punktem granicznym wydaje się być zaledwie minutowy „Summertime Den”, po którym zaczynają się dziać rzeczy naprawdę ciekawe. „Horse Drawn Cart” to jedna z najbardziej intrygujących piosenek tego roku. Zaczyna się od niewinnego akustycznego intra by poprzez psychodeliczny, niepokojący bridge dojść do wyśpiewanego na wiele głosów „szamańskiego” - nieco folkowego, nieco szantowego refrenu. Całość pięknie wieńczy doskonała, zaskakująca partia fortepianowa, rozładowująca misternie zbudowane napięcie. „Zootime” to prawdziwy wulkan punkowo-psychodelicznej energii, tradycyjnie rozumiany wokal pojawia się tutaj tylko w zakończeniu. Wcześniej mamy nieskoordynowane okrzyki napędzane przez mocną, iście marsvoltową perkusję. Kolejny bardzo mocny punkt tej płyty „Little Bag Of Hair”, zaczyna się i kończy wsamplowanym fragmentem opery (!), w środku mamy rewelacyjnie poprowadzoną senną, jakby celowo spowolnioną melodię, która w pewnym momencie przechodzi w powtarzany prawie przez dwie minuty refren. Nie ma tutaj jednak mowy o monotonni, to co było wcześniej zaledwie lekko zasygnalizowanym tematem, dzięki rozpędzającej się perkusji rozkręca się w prawdziwie epicki sposób. Mystery Jets potrafią pisać świetne melodie, o ile jednak w energetycznych kawałkach często ulegają aranżacyjnym schematom to spokojniejsze, zarazem bardziej progresywne utwory robią dużo lepsze wrażenie; znacznie ciekawiej brzmi w nich wokal Blain'a, przechodzący od rozumianego jak najlepiej rockowego niechlujstwa do świadomie przerysowanej, nieco teatralnej emocjonalności.

Nie zdziwię się więc, jeśli z Mystery Jets coś wyrośnie; pomysły mają niebanalne, potrafią mieszać rozmaite tradycje tworząc momentami naprawdę fascynujący, choć chyba jeszcze nie do końca własny muzyczny świat. Obecność w kapeli starszego z Harrisonów pozwala dodatkowo wierzyć, że dopuszczalny poziom wody sodowej nie zostanie tutaj przekroczony i muzycy skupią się na graniu rock n' rolla a nie na byciu rock n' rollowcami. Kto wie gdzie dziś byłby Pete Doherty, gdyby grał w kapeli z własnym tatą?

Piotr Szwed (14 sierpnia 2006)

Oceny

Piotr Szwed: 7/10
Przemysław Nowak: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Tomasz Tomporowski: 6/10
Średnia z 14 ocen: 6,92/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także