Ocena: 7

The Futureheads

News & Tributes

Okładka The Futureheads - News & Tributes

[679; 29 maja 2006]

Jest taki wątek na naszym forum pod tytułem „Najbardziej skrzywdzona płyta na screenagers”, którego uważna lektura doprowadziła mnie do wniosku, że jestem głównym krzywdzicielem w redakcji. Cóż, z perspektywy czasu uznajemy raczej z kolegami (i koleżanką), że spora część naszych ocen jest raczej przestrzelona, niż niedoszacowana. Z mojej strony do drugiej grupy zaliczam właściwie tylko jeden album, którego niestety nikt w tamtym wątku mi nie wypomniał. Pisząc dwa lata temu o debiucie The Futureheads, mocno go zlekceważyłem, sprowadzając propozycję czwórki z Sunderlandu do poziomu przyjemnego, acz mało oryginalnego podsumowania dokonań brytyjskiego punku. Bzdurność tej opinii wypłynęła stosunkowo szybko – jesienią 2004 album nie wychodził z mojego odtwarzacza. Wiem, że to typowa, recenzencka kalka, ale przysięgam, nie wychodził. W ciągu trzech miesięcy „The Futureheads” wybiło się do grona najczęściej słuchanych przez mnie płyt w ogóle. Oto na przestrzeni niespełna czterdziestu minut galopującego, nie pozwalającego na wytchnienie art-punku narodził się zespół o być może największym dziś na Wyspach potencjale, znajdujący unikalny sposób konstruowania awangardowych w ramach muzyki pop utworów. W tym sensie śmieszyły porównania ich do Kaiser Chiefs czy nawet serio dobrego Maximo Park. Nie będę bowiem zdziwiony, jeśli za dziesięć lat będzie się ich wymieniać jednym tchem obok sław brytyjskiej muzyki rozrywkowej, na przykład po zapierającym dech w piersiach szóstym albumie z orkiestrowym, barokowym popem.

Wobec czego, odpalając drugą płytę spodziewać się było można czegoś jeszcze bardziej pokręconego niż na debiucie. To jednak się nie dzieje, przynajmniej nie w pierwszym utworze – prostej, punk-rockowej kompozycji z chuligańskim przywołaniem tytułu w refrenie. Yes? No? Wciąż nie jestem do końca pewien. Wątpliwości nie pozostawia „Cope”, atakujący dysonansowym riffowaniem a la The Buzzcocks i amelodyjnymi przejściami akordów w stylu Wire. Piosenka zasuwa w tempie pierwszej płyty, opieprzając słuchacza aroganckim how dare you?!, by po chwili posłodzić mu wyczekiwanymi chórkami. Dostaje cukierka, a za moment całą czekoladę, bo „Fallout” to murowany hit. (Czy ktoś spodziewał się po Futureheads kompozycji, która w całości opiera się na repetycji struktury gitarowo-rytmicznej?) Przebojowość trzeciego utworu przesłania pod tym względem nawet walory singla „Skip To The End”. Kawałek jest nowością w porównaniu do podyktowanych z zawrotną prędkością dotychczasowych przebojów Barry’ego i kolegów, choć kiedy nagle uderza melodią refrenowego chórku, nie ma się uwag. Come on, let’s skip to the end. Nie nie, uczciwie słucham dalej.

I jestem trochę zmieszany na dźwięk nieśmiałych trąceń strun akustyka, skontrowanych po chwili nieco trubadurskim tonem wokalu Hyde’a. Nowa jakość? Nie do końca, po kilkudziesięciu sekundach „Burnt” nieco odżywa i okazuje się być ładną piosenką, pomimo irytujących przestojów pomiędzy poszczególnymi jej partiami. To główny zarzut wobec „News & Tributes”. Kilka kompozycji ma kłopoty z oszczędzaniem naszego czasu. „Worry About It Later” powinno kondensować swoją treść do dwóch minut, tymczasem trwa ponad dwa razy tyle, będąc najdłuższym utworem w ich dorobku. Serii powtórzeń wymaga „News & Tributes”, składający hołd cudownemu pokoleniu piłkarzy Manchesteru United, zwanemu dziećmi Busby’ego, którzy zginęli w katastrofie lotniczej na lotnisku w Monachium w lutym 1958. Sam utwór zawiera przypuszczalnie najbardziej zawiłe formalnie rzeczy, jakich się dopuścili. Tym więksi z nich szydercy, że zaraz po nim umieścili „Return Of The Berserker” – dwie i pół minuty masakrowania jednego akordu bez zalążka jakiejkolwiek melodii. Niedalekim krewnym tytułowego jest natomiast „Back To The Sea”, z tym, że trafniej i prościej ujmuje piosenkowy potencjał kompozycji.

Jakkolwiek by nie oceniać trzech utworów ze środka płyty, każdy z nich jest eksplorowaniem potencjalnej ścieżki rozwoju grupy. Choć obiecujące to wielce, The Futureheads nadal lepiej sprawdzają się w tym, co już robili. Udowadnia to „Favours For Favours”, który wydaje się być tegorocznym „Decents Days & Nights”, poza wciśnięciem melodii w ramy tradycyjnej architektury piosenki. Brawurowo wykonany ostatni refren, z dwoma chórkami w tle, to być może najbardziej elektryzujący fragment płyty. Czekający na ambitniejsze harmonie dostają „Thursday”, pierwszy utwór The Futureheads mający cokolwiek wspólnego z brzmieniem Field Music ponad wielogłosowe wokale. Jest jeszcze kozacki finał – „Face” – z wielką swobodą przeskakujący między marszowymi zatrzymaniami a typowym, futureheadsowskim łomotem.

Happy ending or a broken heart ? Brakuje jednoznacznej odpowiedzi. Porównując z debiutem sesja z „News & Tributes” przynosi wrażenie obcowania z wyciętym, dwudziestominutowym fragmentem pierwszej płyty rozciągniętym do dwukrotnie dłuższych rozmiarów. To wciąż dużo więcej, niż może nam zaoferować którykolwiek z innych, tęskniących za new wave brytyjskich zespołów, ale dużo mniej, niż skala ich talentu, skoro pomimo świetności materiału nadal można się go czepiać. Tak czy owak, równie mocnej siódemki nie było u nas od czasu... „The Futureheads”. I niech mi teraz ktoś spróbuje napisać, że skrzywdziłem.

Kuba Ambrożewski (2 czerwca 2006)

Oceny

Kuba Ambrożewski: 7/10
Przemysław Nowak: 7/10
Kamil J. Bałuk: 6/10
Kasia Wolanin: 6/10
Tomasz Tomporowski: 6/10
Piotr Szwed: 5/10
Średnia z 14 ocen: 6,35/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także